Mysz.
ukradzione z jej strony.
ale robione kiedys przeze mnie. (jak jeszcze było zajebiscie ciepło, słonce grzało, nie mialysmy zadnych obowiązków, za niczym nie teskniłysmy, mieszkalysmy oddzielnie w ostrowie i.... no.)
a teraz mieszkamy razem we wrocławiu, slonce swieci nieco lżej (jesli w ogole swieci), z nieba czasem pada snieg a za oknami budynku w ktorym pracuje (tak, pracuje...;)) rozłożony jest prześliczny jarmark bożonarodzeniowy na ktory nawet za bardzo nie mam czasu isc... (byłam RAZ i to było cudowne 10 minut)
a wracajac do myszy.
najdziwniejsze jest to, ze widujemy sie jakos nadzwyczaj rzadko i potrafie tesknic za nia pomimo ze nia mieszkam.
lov.