Z urbexem jest tak, że im bardziej fantastycznie, tym smutniej w gruncie rzeczy.
A jednak coś ciągnie do odkrywania nowych-starych, pięknych miejsc :)
To fajne uczucie, kiedy codzienność jest taka satysfakcjonująca.
Mimo pobudek o nieludzkiej niegdyś dla mnie porze, teraz potrafię się pozbierać i jeszcze zacząć dzień uśmiechem.
Nawet znikoma ilość wolnego czasu, szczególnie w tygodniu, jest całkiem do zniesienia, kiedy praca sprawia przyjemność.
A dodatkowo umiem znaleźć radość w banalnych rzeczach, jak wygospodarowanie wieczorami godziny na książkę czy film.
Czasem nadal nachodzi mnie obawa, że jest za dobrze, więc niedługo coś się sypnie, ale na szczęście rzadko.
I już ponad miesiąc minął od ślubu, rany, gdzie ten czas się podział...?
Za tydzień jadę do Wrocławia z moimi dzieciakami z drużyny, jest mi przyjemnie z tą myślą.
Nieco inaczej podchodzę teraz do jej prowadzenia i póki co czuję, że wychodzi mi to na dobre.
Może nie jest to ani zbyt dobre ani perspektywiczne, ale czasem można inaczej :)