Ostatnio w mojej głowie wiele się dzieje.
Przestaje ogarniać to co dzieje się w koło.
Odnoszę wrażenie, że na siłę szukam problemu, tam gdzie go nie ma.
30 min. zastanawianie się czy i ja skończę jako samotna pani, która ciągnie dobytek życia na rowerze.
Niby mam cel w życiu, nawet kilka, ale coraz bardziej tracę wiarę w to, że kiedyś osiągnę to co chcę!
Jak na razie, wszystko jakby stanęło w miejscu, mija dzień za dniem, ale nic poza tym się nie dzieje.
Budzisz się rano i pytasz się czy warto było otwierać oczy.
Idziesz ulicą i zadajesz kolejne pytanie, czy warto było wychodzić i pokazywać się tym wszystkim ludziom, którzy i tak mają Cię głęboko!
Wchodzisz na stare podwórko, widzisz smutne oczy dzieci które nie mają co ze sobą zrobić, albo chowają się w bramie żeby tam zapalić swojego pierwszego papierosa.
Stajesz w bramie, w głowie masz jeden obraz... jako dziecko wracając z piaskownicy na obiad potykasz się o narkomana, który prosi Cie o pomoc.
Wchodzisz wyżej, przypominasz sobie, jaka szczęśliwa byłaś gdy razem z babcią codziennie schodziłaś tymi schodami do przedszkola.
Drzwi otwiera babcia, która od kiedy zaczęłaś pamiętać nic się nie zmieniła. Ta sama Gienia, siwe włosy, dobrane okulary i zwyczajny babciny sweter.
Mijasz próg domu w którym się wychowałaś... zaczynasz czuć się bezpieczniej niż gdziekolwiek indziej.
Wychodzisz na balkon, przypominasz sobie jak około godziny 22 na podwórko przyjeżdża policja, straż pożarna, antyterroryści... w mieszkaniu obok ukrywa się człowiek który uciekł z więzienia, ty masz 4 lata i bardzo się boisz a za razem ekscytujesz całą sytuacją, potem wszystko się zmienia gdy na klatce słyszysz wyzwiska i odgłosy bicia...
Wychodzisz z balkonu, masz dość złych wspomnień... patrzysz na miejsce w którym niegdyś stało twoje łóżeczko, przypominasz sobie z kasety video jakim rozkosznym byłaś dzieckiem, niewinnym bez problemów. Zupełnie inaczej niż teraz.
Po kilku godzinnej wizycie u babci, ubierasz kurtke, nie bierzesz pieniędzy od Geni i po prostu wychodzisz ze łzami w oczach, chcąc jak najszybciej, albo całkiem zmienić życie tak o 180 stopni, albo je zakończyć.
Wybierasz pierwszą opcje, ale z każdym krokiem zaczynasz mieć wątpliwości... zamiast plusów życia zauważasz tylko minus.
Dochodząc do skrzyżowania, myślisz sobie, pójdę gdzieś usiądę na ławce i już... i kurwa gówno! no bo z kim porozmawiasz?
po tym całym dniu zadajesz sobie pytanie, czy warto ciągnąć to cholerstwo?