70 dni. Tylko, a może aż? Jakby minęło pół życia. Pół nudnego życia. Życia które jest z dnia na dzień takie samo. Rutyna i rutyna. Nie ma po co się uśmiechać, po co wychodzić z domu. Wystarczył jeden MAŁY gest i wszystko się zepsuło. Przepraszam ja zepsułam. Tak ja. Ja jestem wszystkiemu winna. Czy tak miało być? Wierzę w to że nie. Moje wyrzuty sumienia mnie męczą. Dlaczego to zrobiłam? Czy może lepiej, dlaczego tego nie zrobiłam? Mam to czego chciałam, czyli nic. Każdy wieczór, każda noc jest męczarnią. Wtedy wszystko wraca. I tak dzień w dzień z podwójną mocą. Zamiast coraz lepiej jest coraz gorzej. Dlaczego nie potrafię sobie pomóc tak jak to robię innym? Wtedy wydaje się to przecież takie łatwe. Nie mam siły już. Jest mi ciężko. Zostałam ukarana. Może już koniec? Może wystarczy? Może dłużej już tak nie dam rady? Już wiem jak to jest.. Proszę koniec tego. Jestem za słaba, za słaba..