Trochę to u mnie wygląda jak z tym przysłowiowym odchudzaniem - od jutra, albo jeszcze lepiej od poniedziałku. Mówię sobie, że od przyszłego miesiąca będzie lepiej. Ale ciągle ktoś coś chce. I tak z tygodnia na tydzień jakoś leci, odkreślam kolejne zadanie i dopisuję nowe... A może trzeba się trochę oszukiwać, bo inaczej mozna by popaść w przygnębienie i utknąc w łóżku tu i teraz, bo przyszłość nie daje perspektywy na lenistwo? Dopóki jest adrenalina, dopóty wszystko się kręci. Chyba. Uznajmy, że to ma jakiś sens.