photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 11 LISTOPADA 2012

01.

 tak, więc miałam napisać co się u mnie działo przez ten długi czas nieobecności. stwierdziłam że podzielę to na 3 częsci, dzisiaj o zdrowiu a raczej jego braku, jutro o że tak powiem moim życiu towarzyskim a na pojutrze zostawie sobie takie moje przemyślenia i kawałek mojej rzekomej przyszłości.

 


tak więc, o dziwo kłopoty nie zaczęły się w chwili mojej `świetności` tj najniższej wagi, nie umiem podać dokładnie bo były ok. kilogramowe wahania ale +/- 48kg. była to waga idealna dla mnie, wszystko było tak jak trzeba i tak jak chciałam. brzuch miałam lekko wklęsły, delikatnie ale na prawde delikatnie wystające żebra i nie stykające się nogi, których uda mogłam objąć dłońmi. cieszyłam się bo wiedziałam że na to sobie zasłużyłam, ciężko na to pracowałam a więc byłam z siebie na prawde dumna.  po zakończeniu diety nie rzuciłam się na jedzienie a właśnie tego się obawiałam najbardziej, owszem zjadłam czasem ciastko czy coś ale zawsze w granicach kalorycznych a i tak później to spalałam. i było idealnie. aż kiedyś zauważyłam że przy stałych ćwiczeniach zaczynam się coraz bardziej męczyć, doszło nawet do tego że zamiast biegać godzinę ledwo wytrzymywałam 10min i nie wiedziałam co się dzieje. zaczęłam oczywiście lekko przybierać na wadze ale powiedziałam sobie tak nie może być i ograniczyłam cukry do minimum, przestałam tyć ( wtedy w 1,5 miesiąca przytyłam 2,5kg ) ale nie sprawiło to że zaczęłam czuć się lepiej. ciągle się męczyłam, robiłam się coraz słabsza a najgorsze że nie wiedziałam dlaczego, nawet wchodzenie do domu ( na 4 piętro ) było dla mnie wysoce problematyczne, w szkole spać mi się chciało już po 5 lekcji, mimo że jadłam w szkole to co zawsze.

myślałam że to będzie przejściowe, ale nie było. postanowiłam jeszcze troche poczekać mimo że moje oceny się pogarszały bo nie miałam siły na nauke. i aż do pamiętnego dnia myślałam że to tylko jakieś zwykłe zmęczenie. przyszłam ze szkoły i od razu się położyłam bowiem za 30 min miała przyjść do mnie koleżanka. leżałam sobie i zaczynałam przysypiać aż zadzwonił domofon, przestraszyłam się troszkę i szybko zerwałam tj usiadłam żeby otworzyć. i wtedy zaczęły się chyba najgorsze 2 tyg w moim życiu. gdy tak szybko wstałam przeszło mnie takie okropne uczucie jak autentycznie stanęło mi serce, byłam o tym wręcz przekonana. i tamte sekundy były tak okropne że na prawde nikomu nie życze takiego uczucia. strasznie się wtedy przestraszyłam, próbowałam szybko złapać powietrze wyczuć minimum pulsu, błagałam żeby to było tylko uczucie a nie rzeczywistość, i na szczescie tak też było. popłakałam się nie mogłam przestać o tym myśleć nawet siedząc koło rzekomej `przyjaciolki` o której wspomne pozniej. przez cały dzień siedziałam, bałam się nawet wstać do toalety, w obawie że to się znowu stanie, ale mimo starań i tak się to działo, a za każdym razem wrażenie zatrzymania serca było głębsze i prawdziwsze. najpierw bolało mnie w mostku, okropny ból od razu skojarzyłam z zawałem, mimo że wiedziałam że młodym się to nie zdarza. i taki był następny tydzień przez który bałam się każdej czynności, ale najgorsze było zasypianie, bałam sie że się po prostu nie obudze a wg mniej to byłby najgorszy rodzaj śmierci.

przez ten tydzień sprawdzanie co chwilę pulsu mimo że nie czułam bólu stało się moją obsesją, w szkole w domu na dworzu, wszedzie. bałam się nawet chodzić do tablicy, a jeśli już szłam to z ręką na szyji.

i tak jakoś przeżyłam jeden tydzień, mówiłam o tym mamie ale uważała to za nic goźnego, miała nadzieje że to stresowe, ale widziała że ja tego tak nie odbieram, płakałam codziennie bo po prostu bałam się że umre. w piątek w nocy jak zwykle weszłam na łóżko i połozyłam się z laptopem oglądając tvd. i znowu miałam to uczucie, standardowa `procedura`, sprawdzam tętno, mimo że jestem cała zapłakana staram się uspokoić ale wtedy to było apogeum, po prostu nie umiałam sobie wmówić że nic się nie dzieje, że to tylko mój wymysł, zeszłam do rodziców, powiedziałam że chcę spać z mamą jednak nie położyłam się. siedziałam na łóżki opierajac sie o sciane i łapiąc ciężko oddech i tak przez godzine, mama ciągle leżała ale patrzyła się na mnie, trzymała za nadgarstek i sprawdzała puls. jednak ja już nie mogłam tego wytrzymać, działo się co chwile i wiem że po poł godziny zaczelam sie sama nakrecac. mama zamowila karetke, w domu zrobili mi szybkie ekg, wszystko bylo ok, oprocz tego ze bylam panicznie wystraszona, jednak wiedziałam że to nie jest normalne i pojechaliśmy do szpitala. położyli mnie tam a rodzice pojechali do domu czego im chyba nigdy nie wybacze. ja czaje że była 4 w nocy każdy chciał iść spać, ale leżałam na tej sali sama z ciągłym przekonaniem że jak tylko zamkne oczy to już ich nie otworze, dlatego chcialam zeby ze mna zostali i nie zrobili tego mimo wszystko, a mogli.

leżałam tak dwa dni, jako że moja mama pracuje w tym szpitalu wyszłam na przepustke, nie chciałam tam zostać, to nawet nie była obserwacja bo pielegniarki totalnie mnie olewały jak i reszte dzieciaków. po tuzinie badań i litrach pobranej krwi nadeszła pora na holtera, ok, chodziłam z tym w domu no standardowo. po weekendzie przyszły wyniki. wszystko było w normie oprócz kilku nagłych `zwrotów` pracy serca, nie wiedzieli co mi jest. i dr marcin, chociaż nie był kardiologiem rzucił pomysł którego teraz wszyscy się trzymają, na którego podstawie mnie wypisali i wypuścili z kartką co powinnam a czego nie powinnam robić. a pomysł był całkiem prosty, mam za małe serce.

nastepne miesiące były równie beznadziejne mimo ustępującego już powoli strachu. bowiem nie mogłam się przesadnie ruszać, a musiałam jeść dużo więcej niż normalnie, co oczywiscie spowodowało nagły wzrost wagi. nie mogłam tego powstrzymac, nie umiałam ćwiczyć żeby nie czuć się źle, nie umiałam również jeść mniej niż muszę, ze strachu że to wszystko wróci. na początku brzydziłam się tym jedzeniem, nie mogłam znieść myśli że mam tyle jeść przy zerowym wysiłku, to musiało zaowocować przybraniem na wadze. i tak się stało, moje ciało z dnia na dzień było coraz bardziej otłuszczone, coraz cięższe, zrobiło mi się tyle rozstępów że nie umiem ich zliczyc, brzydze się tym kompletnie, całkowicie i bezgranicznie. ale wrażenia zatrzymania pracy mojego małego serca ustały, owszem pojawiały się od czasu do czasu ale to nie było to samo. jednak jedno mi nie minęło i nie umiem sobie z tym poradzić, to tej pory śpię z mamą ( tak, jak dziecko ) i nadal unikam tego jak ognia, tzn, zasypiania, ciągle się boję że się nie obudze mimo tego że wiem że to dla mnie by nic nie znaczęło, po prostu przestałabym istnieć, nie odczułabym tego, pod tym względem się nie boje, ale to by było tragedią samą w sobie, bo w życiu bądzmy szczerzy nic nie osiagnelam, nie dowiedziałam sie tego co chciałam, nie zbadałam świata do minimum zadowalającego mnie ktore i tak jest jednoczescie maksymalnie wygórowane.

myślę nad tym aby iść do psychologa, tylko jeszcze nie powiedziałam o tym mamie, a powinnam i chyba zrobie to nawet dzisiaj, bo nie chce zyc w ciaglym strachu. dodatkowo, moge tu wspomniec ze jestem ateistką, a więc rozmowa z rodzicami katolikami nie zdaje się na wiele.

wróciłam tu aby schudnąć, aby zacząć sie udoskonalać, nie tak drastycznie, powoli, powoli zaczne ćwiczyć i to nie jakies interwały, spokojnie, może więcej spacerów, cokolwiek byle nie siedziec przed komputerem. jeść mogę mniej byle nie skrajnie. chcę zrzucić te 18-20kg które tak szybko zniszczyły mi ciało i psychike tj to jak postrzegam samą siebie


 

dobra, wiem że tego jest dużo, ale jeśli choć jedna osoba to przeczyta

do czego swoją drogą zachęcam,

to będzie już spory sukces dla mnie i przyjemność.

 

ś: kotlet sojowy i ryżowa kromka - ok.200kcal

o: warzywa -108kcal

Komentarze

skinnyishappy no właśnie mi też się zdaje, gdyby 'ten pierwszy' mnie gdzieś zaprosił, mimo że praktycznie jestem z 'tym drugim', to i tak bym tam się wybrała niewiele się zastanawiając. no widzisz, ja w sumie jak z nim jestem, to nie myślę o pierwszym, ale jak na jakiejś imprezie spaliśmy razem (tzn. tak normalnie spaliśmy, wiesz, o co mi chodzi), to jakoś obudziłam się w nocy i pomyślałam, a co gdyby tu był ten pierwszy? tzn. nie to, że za nim tęskniłam, ale po prostu na chwilkę mnie naszła taka myśl
11/11/2012 21:51:41
skinnyishappy wiesz, też tak myślałam, ale ten pierwszy podoba mi się pół roku i nie przestaje, mimo że nic konkretnego się nie wydarzyło i najmniejszy znak sprawia, że wszystko wraca. w przypadku drugiego to już parę razy się spotkaliśmy i trochę się wydarzyło i trochę mam wrażenie, że to dlatego coś czuję
11/11/2012 17:27:31
skinnyishappy no wiem, że tak byłoby lepiej, ale tak niestety wyszło ^^
wiem, muszę wybrać jednego, ale już 1,5 miesiąca nie mogę się zdecydować
11/11/2012 16:49:31
Zarejestruj się teraz, aby skomentować wpis użytkownika bdchuuuda.