ojaojaoja nie pisałam tu ponad 4 miesiące O:
aż aż normalnie idk co napisać, idk od czego zacząć.
znaczy, to może tak, ogólnie to powinnam zacząć od przeprosin.
a więc no, PRZEPRASZAM WAS WSZYSTKIE, wszystkie razem i każdą z osobna.
idk czy powinnam, ale czuje że muszę się z tego wytłumaczyć.
no, a więc takie małe streszczenie :
pisałam tu ostanio w swoje urodziny, 2 listopada. dzień zwyczajnym, ale ofk każdy musiał udawać że mnie lubi i wgl blablabla. I tego dnia jak na złość, na przekór mnie i moim postanowieniom wyszła moja matka. I mimo prezentu, były to najgorsze urodziny w moim życiu i nie przesadzam ani troche. dlaczego? po szkole wróciłam i zastałam w domu prezent ( ! ) spokospoko, a wiec myslalam ze to bd jak najbardziej udany dzień. ale nie. nie kurwa bo po co O____0
rodzice podali obiad, zero wgl pytania czy bd jadła, co sobie zrobie, czy mi coś obrać/pomóc/zrobic. nic, ani słowa o tym. było tylko stanowcze ZJEDZ!. no i oczywiście wynikła z tego dłuuuga kłótnia, ale uległam, musiałam. Były ziemniaki (własciwie puree, a w wydaniu mojej mamy to tona soli i masła), jakieś obleśne tłuste mięso i surówka z toną majonezu. gapili się na każdy mój ruch widelcem. nie było drogi ucieczku, musiałam zjeść. I w sumie wiecie co? przez chwile myslalam ze dam rade, ze udowodnie ze moge zjesc normalnie i ze dadza mi spokoj. ale ofk było dokładnie odwrotnie. tego dnia czułam się jak jakaś kukła, nie miałam władzy nad tym co robie. gdy zjadłam to wszystko odrazu zrobiło mi się niedobrze, przy stole sie jakos zmuszałam do normalnej miny itp, ale dłużej nie mogłam. i mój obiad wylądował w wc..
i wtedy zaczęło się piekło, wchodzenie na wage i codzienne kłótnie. rodzice stwierdzili, że mój organizm odzwyczaił się od "normalnego" jedzenia, że tak nie może być i że z moim ofk "nienormalnym" jedzieniem koniec.
postawili warunki, nie chce pisać jakie, ale to było coś przez co stałam się miękka i uległa, zgodziłam się wchłaniać "normalne" śniadania, obiady i kolacje niczym gąbka. i każdy z posiłków robili oni, każdy z nich jadłam z nimi, pod ich ścisłą kontrolą.
kiedy miał być koniec? gdy dojdę do mojej wg nich odpowiedniej i normalnej wagi 58kg :x.
walczyłam, ćwiczyłam, nie dawałam się, nie spałam w nocy bo starałam się to spalać i waga rosła aczkolwiek bardzo bardzo wolno (0,2-0,3kg na tydzień). zauważyli i postawili następne warunki. po tym, miałam tyć 0,5-1kg tygodniowo.
nie chciałam, nie mogłam zaprzepaścić tych 2miesięcy odchudzania, ćwiczeń, diety. ale musiałam. I wczoraj, nadszedł ten wielki dzień, gdy waga pokazała TĄ liczbę. i przestali. koniec. koniec nadzoru, jestem wolna.
od razu mówię, nie liczę na to że to przeczytacie, choć mam taką głęboką nadzieję.
więc, pierszą rzeczą jaką mogłam zrobić będąc "niekontrolowana" to napisanie tu.
wracam.
oczywiście powrót oznacza, że chcę schudnąć. chcę dojść do tego co w listopadzie, a później niżej i niżej.
waga startowa : 58 tłustych kilogramów.
zasady diety zostawiam takie jak wcześniej, bo po długich eksperymentowaniach znalazłam tą dietę, która mnie zadowala i tak ładnie pozwala chudnąć. dla nieobeznanych i wszystkich leniuszków którzy nie zajrzą dwie notki w tył, z 58kg zeszłam do 49,9kg (1.11).
dzisiaj się oczyszczam, spróbuję także jutt ale nic nie obiecuje, a później zaczynamy walkę z tłuszczem.
CEL 1 : 57kg na 1 marca.
CEL 2 : 53kg
CEL 3 : 50kg
CEL 4 : 47kg
CEL 5 : 42kg
CEL 6 : stabilizacja
i właściwie, jeszcze jedna rzecz. pamiętam, że wtedy udało mi się osiągnąc takie wyniki dzięki WAM.
to WY dodawałyście mi siły, trzymałyście jakoś w kupie.
proszę WAS tylko o to, co miała wcześniej, o wasze wsparcie
i mam nadzieje, tak nawiasem mówiąc, że mnie nie zapomniałyście i nie wywaliłyście ze znajomych.
Inni zdjęcia: :) dorcia2700Obiecane pamietnikpotworaWidok z Gubałówki pragnezycpelniazyciaLecę ponad chmurami bluebird11Funeral for a Friend sensesfailMy Chemical Romance sensesfailMy Chemical Romance sensesfailSilverstein sensesfailSenses Fail sensesfailFuneral for a Friend sensesfail