Im bardziej chcesz uciec od samego siebie i od Twojej karmy, to ona wróci dwa razy mocniej, a Ty się zgubisza z Tobą Twoje szczęście...
A Dziś? Jestem człowiekiem-dowodem. Jestem, chodź czuję jakby mnie nie było. Jeśli jestem to jestem nikim, jestem czymś. Coś pustego, zimnego, zwykła kupa mięsa z jakimś zimnym sercem co nie da się kochać i nie chcę być kochane. Kiedyś.. hm. Kiedyś a jeszcze nie tak dawno myślałam jak to jest żyć tak bez marzeń? A dziś, teraz? Nigdy nie myślałam że to mnie dotknie, że to ak łatwo można stracić marznia. Sama nie wiem czego chcę... Widzę otwarte drzwi. Uchylam, zaglądam, zamykam. Zamykam bo to bez sensu. Chcę przeprosić. Bliskich, przyjaciół, chodż nie jestem pewna czy oni są dla mnie i ja dla nich. Ale co Ci ta aga może powiedzieć? Nie wiem, tamta by napisała by coś co Cię dotknie. Nie chcę łez, teraz czy później. Za dużo smutku dałam dla niektórych. Ale wiesz... mam nadzieję że pamiętasz mnie jako uśmiechniętą osobę. Myślę że więcej się wspólnie śmieliśmy, przeżywaliśmy różne nie przyjemności wspominając miło... Teraz wiem. Umarłam. Nie umiera się ciałem, marzeniami, tym że się nie kocha, wszystkim tym co dawało nam uśmiech. Wiesz myślałam przecież że nie raz jest chujowo, pamiętam przecież było a teraz nie wiem czy jest jeszcze chujowo czy to mój koniec? Czy już na zawsze nie uśmiechne się beztrosko? Myślisz że mnie znasz i myślisz że pierdole głupoty jak kapucyn? Nie, za słabo mnie znasz więc pozwól że napiszę tu kawałek notki zostawiając jeszcze jakąś resztkę siebie.
Wróciłabym. Chcę, ale tak mało czasu. Wrócić? Postarać się dać jakoś z siebie wszystko,zacisnąć zęby, przygryść sobie policzki Zacisnąć pięści wybijając sobie kostki? Przecież nie dam rady sama. Bez bratniej duszy jestem zbyt słaba, jak magnez. A jeśli pogryzłabym sobie policzki i powybijała kostki, łapała znowu każdy oddech jak ostatni. A jeśli później znowu coś spierdole? Jeśli zobacze że nie mam jednak do czego wracać, prócz swego psa Tinkę i ostatni uśmiech babci? Bo oni przecież biegną, a ja jestem tym pajacem, tym przykładem, ale oni dalej biegną, nie chcą cudzych przykładów póki nie poznają, póki sam diabeł im nie będzie współczuł. Doputy tylko ten księżyc da im uśmiech, a oni zawyją. Kiedyś byłam księżycem wiem to i znam ból gdy się przechodzi na drugą stronę. Teraz Laka świeci dla innego Kau. Teraz świeci śłońce a ja? Patrzę, ale nic nie widzę, oczy chowają się pod powiekami i obracam się znów, bo nie będę do Słońca gnać jak więkrzość głupców. Przecież to bez sensu, bo Ci co gonią za tym Słońcem, oślepieni blaskiem są szczęśliwi. By najmniej bardziej niż ja... Wiesz, nie zapalę, nie wypiję, nie wciągnę. Przeżyję. Znienawidzę bardziej siebie, powątpiewam, wspominam. Wiem że tu gdzie jestem teraz sama nowych drzwi nie otworzę. Podobno co przeżyliśmy nie będziemy się już bać. Jeszczę się boję, a teraz nie wiem gdzie iśc i tkwię tu, I zamknęłam wszystkie drzwi...