W nitkach czasu zaplątani,
nawlekani przez dziurke od klucza,
uśmiercani jak zapałki.
Z garbem na oczach,
ślad swój śnieżny w kałużach deszczu odciśniemy,
zapamiętani przez własną głupotę,
staniemy u bram cmentarnych,
karłowatym krokiem powołując do istniena Bezimiennego.
Zabiore ich szelest do Piekła.