No hej Misiaki!
Jako, że dziś pierwszy dzień to nie takie proste, ale jest motywacja.
Byłam w sklepie, chwyciłam za czekoladę (co prawda wegańską) i już szłam do kasy, jak coś we mnie powiedziało mi, że mam wrócić i to odłożyć. Szybko to odłożyłam i chwyciłam za warzywa na patelnię.
Pierwszego dnia ze sobą wygrałam. Z chęcią czekolady. I czuję się silniejsza. Bo jem, naprawdę jem i jem niemało, ale byle zdrowo. Jak będzie zdrowo, to nie ma sprawy, mogę jeść dużo. Naprawdę, jak niecały rok temu schudłam 6kg tak, że wszyscy mi mówili, że super wyglądam, to jadłam więcej, niż kiedykolwiek, ale warzyw i owoców prawie tylko. Można? Można!
więc dziś:
2h fitness + pójdę jeszcze na godzinę, więc
3h fitness
kubuś:) + sok z jabłek, wyciskany w domu
pół miseczki zupy z soczewicy
warzywa na patelnię z ryżem
+dojdzie pewnie naleśnik z syropem klonowym, ale to zobaczymy i napiszę. Zjem przed ćwiczeniami i pójdę na bye bye cellulite na 18.45. Mhm!
A potem pewnie piwo, bo co zrobić, z koleżanką. I koniec. Jutro rano szykuję się joga 9-10.30 i sexy dance warsztaty na rurze 16-17.30. Mjami!
Jest dobrze.