z serii: nie możemy wyjść z kibla - zabijmy czas robiąc słitki!
wiosna zbliża się milowymi krokami, a ja psychicznie czuję się jak w listopadzie. słonko, chcemy więcej witaminy DDDD! no cóż, "śniegi" stopniały, psich kup z chodników nie ubyło, "love is in the air" (a w mym "air" jedynie czuć krokiety he hehe he) btw. szlag by was parki (!), a plenerków powoli zaczyna przybywać. nic tylko kurwa cieszyć się życiem i srać tęczą ze szczęścia..
weltschmerz part XXV - welcome!
do następnego;
memento mori, robaczki!
ps. opadam z sił całkowicie i nie potrafię zrobić nic, aby się zregenerować. rozpierdala mnie to wszystko od środka i chuj mnie strzela. pozdrawiam was, moje myśli!
nie wiem którego stopnia jest to pocieszenie
/chociaż jestem ekspertem hehe/,
ale...149! <3