To była wiosna, spacer w lesie za blokiem. Opowiadałam po kolei każdą chwilę, wzdychałam mocniej i uśmiechałam się szerzej. Brakowało tylko jakiejś śmiesznej przewiewnej błękitnej sukienki i małych, kolorowych ptaszków jedzących mi z ręki. Powinnam jeszcze śpiewać ckliwe piosenki robiąc co dwa kroki piruety. Nie jeść, nie spać, tylko myśleć. Nie zgadywać od kogo przyjdzie sms o piątej nad ranem, chodzić z błyszczącymi oczami ze szczęścia. Mówić, że teraz już będzie wspaniale, najpiękniej na świecie, że się udaje! Kraść abażury z pubów i tańczyć w deszczu. Obijać się o tłumy ludzi bez okularów, wyraźnie widząc tylko jedną, jedyną osobę. Czekać na kogoś siedząc na murku i czuć bicie serca w uszach. Szkoda, że Milena Banaszewska zakochuje się raz na milion świetlnych lat. A to takie miłe uczucie.
U mnie? Spieprzam wiele spraw w życiu coraz bardziej i bardziej.
I fajnie by było uwierzyć w słowa innych : "ale najważniejsze żebyś w te zdjęcia wkładała serce, a nie kurwa CO6H2Mg3 wywoływacz."
Jednakże noce spędzone na czytaniu listów od Jarbura, piciu rakiji, jedzeniu lodów z popcornem, narzekaniu na fałszywych ludzi i graniu w rankingi poprawiają humor :)