Jeśli już tyle zmian czeka mnie w najbliższym czasie nic się nie stanie, gdy dodam jeszcze kilka do mojej listy. Pierwszym krokiem jest prowadzenie dziennika zatytułowanego "Dziennik Mileny B.- żałosnej alkoholiczki, założony z nadzieją spotkania Marka Darcye'go." Żal. Całkiem trudno jest kupić dziennik, gdy jest 21 września, dlatego pisze w starym czerwonym kalendarzyku, gdzie zapisywałam kiedyś terminy sprawdzianów z matematyki i rysowałam (bądź same się tam pojawiały) męskie członki. Są też w nim zapisane jakieś spalone zwały burna i urodziny znajomych. Lepiej jest już pisać w takim starym, wysłużonym dzienniku, bo przecież do końca roku tylko 3 miesiące. Może uda mi się w styczniu kupić ładniejszy, pachnący jeszcze drewnem dziennik i lepiej go zatytułować. Może będzie to "Dziennik Mileny B. - szczęśliwej, ciągle zakochanej, ale za razem wolnej i niezależnej 19latki uczącej się na najlepszej uczelni i robiącej to, co naprawdę kocha" albo "Dziennik Mileny B. - studentki ASP w Poznaniu i wypełnionej optymizmem dziewczyny z nieodpartą chęcią do życia i tworzenia." Yep.
Do kolejnej zmiany zaliczam wizytę u pani fryzjer wrzesień ruskim akcentem. Powiedziałam jej tylko: "bardzo krótko poproszę" i stało się.
Miesiąc wrzesień był bardzo udany. Nie myślałam nawet o tym żeby zobaczyć na fejsie kto dodał nowe zdjęcia czy ile ma dziś procent na szczęście. Na żadne smsy nie czekałam, o niczym nie myślałam. Piłam wino i harowałam w Zielonej Górze, a potem odpoczywałam na Podlasiu. Wtopiłam się w wiejski klimat i doiłam krowy oraz różne inne rzeczy, których nigdy wcześniej nie robiłam. Tak jak myślałam - w towarzystwie Ciołasa never ending zwała gwarantowana, polecam Milena B.