Miesiąc sierpień był naprawdę alkoholowy. Dużo się najeździłam pociągami śmierdzącymi starymi ludźmi, którzy już dawno powinni nie żyć. Odwiedziłam trójmiasto i Ciołasa, gdzie przez długie godziny siedziałam na jarmarku dominikańskim, a wieczorami chodziłam na imprezy z Zagłobami, striptizerkami i Francuzem Jezusem. Potem Mazury, gdzie był dzień gówna, Wiktorkowa sraczka, język, który rozumiemy tylko my oraz totalny chill. Kołobrzeg z kolei to conocne chlanie na plaży, szydzenie z bezdomnych i nie tylko, autobusówka i zgon życia. W bardzo małym skrócie tak wyglądał mój sierpień
Chwile spędzone w tym miesiącu czasem urywały się od rzeczywistości, wirowały gdzieś w innych światach. Niekiedy trudno było odróżnić prawdziwe uczucia od złudzeń. Ciężko jest mi w tym świecie być czegoś pewną na 100%, bo jak tu komuś uwierzyć jak nawet w reklamach podpasek miesiączka ma kolor niebieski. Jedyne, co jest rzeczywiste to wzruszenia jakie czasami mnie spotykają. To jak pan przy neptunie cudownie grał na akordeonie i to jak miło się patrzy na spotkanie starych przyjaciół po kilkunastu latach rozłąki. No i niektóre filmy o grubych, niekochanych dziewczynach.
U góry fota wakacji 2010 pt: "Moja ostatnia fajka w życiu"
Zuza mega żulerski pener stulecia!