prawdę mówiąc, skoro jestem już integralną częścią tego świata, to tak jak on nie chcę się zatrzymywać. z dnia na dzień, śpię i chodzę, poruszam się po tym mistycznym mieście, czasem doświadczam niemal sensualności uczuć i emocji. normalnym jest, że czasem wstaję lewą nogą. życie ma to do siebie, że jest sinusoidą, ale nabieram przekonania do tego, że nawet rzeczy złe, są rzeczami tylko normalnymi - noszą znamiona przykrych dlatego, że taką łatkę sami im przypinamy. wszystko jest mniej lub bardziej złożonym kompleksem spostrzeżeń. godzę się ze sobą i godzę się z tym, że nic w życiu nie jest (i nie będzie) trwałe, jedynie to, że ludzka natura płata figle i łatwo nam wszystkim szybko się gubić i zatracać