Myślałam, że gorzej nie będzie. Oto jak przewrotna natura ludzka może zagrać mi na nosie. Jestem typowym przykładem debilizmu naszych czasów. Nie wiem, gdzie idę, nie wiem co robię i na dodatek nawet się nie staram starać. Zupełna prokrastynacja. Siedzę w czterech ścianach gapiąc się bezmyślnie w sufit, a gdzieś w zakątkach podświadomości drą się na mnie resztki zdrowego rozsądku, żebym coś ze sobą zrobiła. A mnie się już nawet słuchać nie chce.
Przynajmniej w mojej głowie zaczęły szaleć jakieś emocje. Tyle, że dzięki mojemu głupiemu szczęściu, ani one dobre, ani pomocne. Gniew. Wszechobecny. Strasznie wgniatający w fotel. Bo na co to ja się ostatnio nie denerwuje. Na siebie, na rodzinę, na przyjaciół, na siebie, na sąsiada, na politykę, na siebie, na debilów, na internet, na siebie, na pogodę, na sukienki w kratkę, na zimną herbatę, na brak białego frugo i jeszcze na siebie. Normalnie jakbym w jakimś surrealistycznym horrorze żyła. Tragikomedia czy jak oni to gówno zwą. Nie wiem czy efekt pogodowy, czy zwyczajnie mój pogrążony w bagnie umysł zaczyna się buntować przeciw mnie samej. Jakikolwiek powód by nie był, chciałbym, żeby odszedł w niepamięć jak najszybciej. Już lepiej było, gdy byłam zimną rybą. Przynajmniej nie wbijałam wszystkim noży dookoła w plecy.
Podejrzewam, że dużo ludzi zna ten stan, gdy cztery ściany zaczynają wydawać zbyt ciasne, internet się skończył, a gęby otworzyć do kogo nie ma, bo albo wyjechali, albo mają zbyt ważne rzeczy na głowie.
" Jestem nikim ? Spoko. Dla Ciebie i tak za wysoko."