Jakoś w ogóle nie czuję, że zbliżają się święta. W sumie co to będą za święta, w tym roku wszystko się posypało, runęło jak domek z kart. Nie wyobrażam sobie wspólnej wigilii z rodzicami, nie potrafiłabym spojrzeć w oczy własnej matce, nie po tym co zrobiła. Nie pozostaje nic innego jak tylko przeczekać te kilka dni w których wszyscy będą szczęśliwi, uśmiechnięci. Zazdroszczę innym, że mają ciepły, przytulny dom w którym wszyscy się kochają, odnoszą się do siebie z szacunkiem, u mnie chyba nigdy tak nie było. A może jednak było tylko to ze mną jest coś nie tak, może nie potrafię się cieszyć tym co mam, ale tyle razy już próbowałam i nic. Ciągle powtarzam, że w mojej rodzinie, którą kiedyś sama stworzę będzie inaczej, zupełnie inaczej, czy to możliwe? Być może tak, tylko muszę mocno w to wierzyć. Ach, gadam bez sensu.. Dobranoc.