A ona się bała. I choć szła uśmiechnięta ze strachem oglądała się za i przed i obok siebie. Zerkając delikatnie na swojego towarzysza czy aby dalej podąża koło niej. Schyliła głowę.
Z nieba zaczął się sączyć delikatny wiosenny a zarazem nocny deszczyk.
Cisza między nią a jej towarzyszem doprowadzała ją do furii. Powinien cos powiedzieć powinien!.
I wtedy usłyszała..
Pada.. chodźmy do mnie
Nie myślała już o niczym.. Wiedziała co za chwile się stanie. Stawało się zawsze niezmiennie. Trzymanie w napięciu i cisza a potem chodźmy do mnie
Może powinna temu zapobiec, zniszczyć i powiedzieć że nie dziś. Może powinna krzyczeć tak jak chciała . Jednak delikatnie ujęła go za rękę i lekko tupiąc obcasami w bramie, zniknęła w cieniu. razem z nią zniknął Towarzysz- Czas, tak zwali go. I kiedy mrugał zawsze otwierał oczy gdzie indziej, z kimś innym i sam był kimś innym. Ten sam niezmienny czas. I wtedy zamykał oczy i przestawał istnieć jako ktoś.
Czas podróżował. Prowadził przez jedno mrugnięcie oka kogoś do wyjścia. Wielki różowy napis Escape . Zwali go włóczęgą, i mordercą. Nie wiadomo czego szukał, wypijał życie z ludzi sam zyskując siły, do dalszej drogi.
Kobietą w obcasach która zniknęla w bramie była jego zamienna jednak ciągle ta sama towarzyszka- Miłość. Ludzi mówili ze jest fałszywa, pusta, nie warta nic. A ona z uniesiona głową w modnych sukniach i butach na obcasach , za każdym razem brudna w spodniach lub spodenkach i stroju kompielowm, obszarpana i smutna, a zarazem wesoła, szła przymykając oczy w słońcu. Nikt nie wie skąd się wzięła i ile miała lat.
a czas działał jej na nerwy..