No właśnie... Jak to naprawdę jest z tymi wyścigami konnymi? Ja sama widzę siebie jako jeźdźca wielkich możliwości oraz z wielkim talentem. Mama myśląc o tym, że kręcę się przy koniach wyścigowych oczami wyobraźni widzi mnie spadającą, tratowaną, kopaną i gryzioną przez tabun wściekłych, krwiożerczych bestii. Tato jak to tato, jest przekonany, że radzę sobię napawdę całkiem nieźle, jeżdżę co prawda łatwe konie, ale przynajmiej porządnie. Pracownicy stajni, czyli ci, którzy na co dzień jeżdżą na koniach, także w wyścigach, widzą we mnie po prostu małpę na koniu, czyli krótko mówiąc ośmieszam się na każdej jeździe popełniając podstawowe błędy. Trener koni, czyli człowiek odpowiedzialny za mnie podczas jazdy i pobytu w stajni prowadzi mnie za rękę bardzo powoli i ostrożnie. A jak naprawdę to wygląda? Cóż... oni jeżdżą, a ja sprzątam w stajni xD
Oczywiście to żart (ale tylko po cząści niestety), sami musicie stwierdzić, jak mniej jaka jest rzeczywistość amatora w stajni wyścigowej. Dlatego, jak większość z was wie, od września nie jeżdżę już tam. Planuję wrócić (może, zobaczymy jak się moje losy potoczą), ale jeszcze nie teraz. Może przynajmniej jak powiem im, że potrafię porządnie skakać dadzą mi szansę. Bo ja bym dała radę, może tylko na niektórych koniach, ale dałabym radę.
I w końcu, po tylu latach prób i porażek, znalazłam (mam nadzieję) stadninę, w której porządnie nauczą mnie jeździć. Nie zdawałam sobie sprawy, że w tym jednym z największych miast w Polsce, jakim jest Wrocław, jest tyle stadnin po prostu do du*py. Oczywiście mogę zrozumieć to, że nie ma pieniędzy na krytą halę i na specjelne podłoże na plac do jazdy, i przez to po deszczu kłusujemy tylko trochę na jeździe, na której mieliśmy skakać, bo jest ślisko. Ale żeby jedna z najbardziej zaawansowanych uczennic siedziała na koniu jak worek kartofli i nie radziła sobie z najłatwiejszymi końmi w innych stadninach, a jedyne, czego tam uczyli, to kręcenie wolt w kłusie i anglezowanie na dobrą nogę? Że też nie wspomnę o takiej, gdzie kowal przyjeżdża raz na rok, mimo, że konie są kute na przody, dentysta wcale (więc jeden koń odgryzł sobie dłuimi, ostrymi zębami koniuszek języka), w owsie są śróby, kamienie i kawałki drutu kolczastego, w trocinach w boksach kawałki desek z wystającymi gwoździami, (znalazłam także opakowanie po szczoteczce do zębów, Kinder Bueno, pudełko po bateriach, gwoździe oraz ostrą blachę wielkości rejestracji samochodowej, a to wszystko w jednym boksie!), stajenny bije zwierzęta trzonkiem od wideł po głowie, w rekreacji są spragnione życia konie (także ogiery i źrebaki poniżej 5 lat), które czas poza jazdą spędzają w klatkach zwanych boksami, ogiery są bite po głowie za wspinanie się i rżenie na klacze, a i nawet padoku dla pensjonariuszy nie ma, chyba że starczy ci ogrodzony barierką skrawek wygryzionej trawy wielkości 5x5, lub postawisz sam go sobie z pastucha. Brzmi jak prawdziwy horror dla koni, prawda? O jakiej stadninie mowa? O znanych, renomowanych PARTYNICACH (oczywiście nie miałam na myśli stajni wyścigowych). Rzecz jasna dużo się tam zmieniło podczas ostatniego roku - jest inny dyrektor, więcej koni, zwłaszcza kucy, których wcześniej nie było, które odciążyły starsze konie, zwierzęta także od poniedziałku do piątku wychodzą na parę godzin na padok trawę. Ale pomijając to, jak traktowali konie i całą stajenną atmosferę, poziom nauki był i dalej jest żenująco niski, zero nauki pełnego siadu, czy choćby samodzielnego kierowania koniam. Zwierzęta chodzą w 100% na pamięć, ich życie jest zaprogramowane. Galop tylko w pół siadzie, nie widziałam nikogo galopującego w pełnym siadzie. A skoki spytacie... hahahahaha, a co to skoki?
Tak, to był hejt na Partynice. Mam nadzieję, że za to, co tu napisałam, nikt mnie znajdzie, porwie i zabije. A jaką dobrą stadninę znalazłam? Odpowiedź brzmi - LIZAWICE (tak, to tam stoi ,,największa'' polska gwiazda - Ciuciu. Tak między nami nigdy nie widziałam tak brzydkiego i nieproporcjonalnego konia). Byłam tam zaledwię parę razy, ale powiem tak - pierwszy raz spotkałam się z tym, żeby instruktorka sama z siebie stwierdziła, że dziś całą godzinę jeździmy na oklep. Zwykle trzeba było prosić, chodzić i męczyć, żeby była mowa o czymś takim. Już jestem na za tydzień zapisana z koleżanką na jazdę skokową tylko we dwie za normalną cenę 30zł! Konie są grzeczne, naprawdę dobrze ujeżdżone (świetnie reagują na łydkę), a zarazem żwawe. Stoją cały czas na padoku, mają porządny, zadbany sprzęt do jazdy, każdy własną skrzynkę ze szczotkami, kopyta zdrowe, dobrze wystrugane. Jeśli ktoś z drowe, dobrze wystrugane. Jeśli ktoś z Wrocławia ma dylemat gdzie jeździć - naprawdę polecam!