lecę do kościoła i po serduszko wielkiej orkiestry.
dopiszę potem. <3
*edit.
nie wiem jak do tej pory udaje mi się funkcjonować, mimo tego strasznie się z tego ciesze. bo pierwszy raz od długiego czasu jest tak, że mam wszystko bardzo głeboko i nie przejmuję się pieprzonymi błahostkami. kilka osób bardzo mi w tym pomaga. ludzie i piosenki. dzięki tobie zaczęłam słuchać tych wskazówek dotyczących życia, to ty pokazałeś mi jak słuchać i rozumieć muzykę.
moje codzienne notatki w oranizerze zaczynają tworzyć piękną, nierealną historię, o której pojęcia nie ma nikt oprócz mnie. kiedy co wieczór czytam całość, która stale się powiększa czuję się najszczęśliwszm człowiekiem na swiecie. chyba tylko ja cieszę się z takich głupstw. dziwicie się? ona są tak niezmiernie miłe i motywujace,ze nikt ani nic nie jest w stanie ich przebić. może jedna osoba. każdy kto stanie mi przed oczami ze złą wiadomością popędzi do najdalszego zakątka mojej podświadomości, nie będę w ogóle zwracała na to uwagi. dla mnie liczy się tylko przyszłość, bo wiem, że to co się stało, stało się na zawsze i nikt ani nic nie jest w stanie tego zmienić. najważniejsza rzecz to uwierzyć, że można osiągnąć szczyt.
dziekuję za możliwość. możliwość osiągnięcia szczytu moich możliwości.
dziwne zauroczenie serjem, comą, rhchp, kultem wciąz nie mija. kocham to bo w pełni oddaje moją osobowość i poglądy. wśród książek królują 'miasto kości' i 'kosogłos', na którego czekam.
my life - my song. <3