Eh...
Szkoda słów. Planowałam zmienić wszystko na lepsze, a tymczasem...
Sama już nie wiem co mam z sobą zrobić. Szczęście które dotychczas trzymałam zamknięte znalazło drogę ucieczki, i teraz została jedynie marna jego cząstka.
Mam ochotę wyjść na imprezę, zchlać sie w cztery dupy i zapomnieć o wszystkim. Albo po prostu umrzeć, i zacząć jeszcze raz.
Czasem mam wrażenie, że jestem postacią z simsów. A o mim życiu i losie decyduje jakiś gówniarz, który za doskonałą zabawę uwarza urządzanie mi z życia piekła. Teraz jak tak o tym myślę, to chciałabym spokać tego bachora. Na 100 % byśmy się dogadali. Ja - żałosna, beznadziejna kukiełka, i On - genialny twórca, próbujący podbudowac swoje ego niszcząc życie innym.
A może o to chodzi? Może właśnie brakuje mi tego kogoś, komu będę mogła się poddać, przy kim nie będę musiała decydować o życiu? Ktoś, kto będzie mi dyktował jak mam żyć... Kto mnie zamknie w złotej klatce i ograniczy świat tylko do swojej osoby...
Oh geez, I'm so fucking masochist....
~Kruku