Jestem młodą osobą, nie wiem wszystkiego. Grą pozorów docieram do sedna.
Często zastanawiam się, co to znaczy kochać. Słyszałam, że jest to stan umysłu. Czasami już byłam niemalże przekonana mówiąc te dwa słowa, pewna tego, gdy wyznawałam miłość. Niestety, po chwili traciłam zapał i wiarę. Zatem; Albo przestałam, albo nie kochałam wcale.
Częste rozczarowania sprawiają, że wmawiamy sobie brak jakichkolwiek uczuć, przy czym twardo się tego trzymamy. To jakaś blokada, lęk. No bo przecież nikt nie chce zostać zraniony.
To się zapętla. Mówisz sobie, oho! To jest ten/ta jedyna! Kwestia czasu aż zareagują najdrobniejsze bodźce, które wysyłają do mozgu impuls zagrożenia czy strachu. Atakujemy zawczasu, aby samym nie zostać zaatakowanym. I ponownie wita nas rozczarowanie, które tak naprawdę sami sobie stworzyliśmy.
Może przesuńmy granicę, nie każdy człowiek jest tak samo zły.
Więc teraz pytanie; to w takim razie który jest dobry...(?)