Upadek...
Koniec? Nie... to dopiero początek.
Zastanowienie...
Co jest dalej? Jak ma się potoczyć życie?
A co, jeśli...
Nie, to niemożliwe.
Ale co, jeśli...?
Przestań!
Że też nie mogę przestać myśleć właśnie o tym. Wszystko, byle nie to.
Myślenie jest bolesne...
A ja widzę siebie, siebie samego z perspektywy osoby trzeciej.
Siebie, ktory upadł, siebie, który już dla innych nie istnieje.
Siebie, który chciałby umrzeć, ale żyje i chce żyć.
To ja, tak to będę ja.
Leżę gdzieś na ulicy, ubrany w łachmany, samotny, wyziębiony, brudny, bez domu, bez pomocnej dłoni, wszystkie mosty zostały spalone przeze mnie samego...
Leżę tam sam i ćpam heroinę, czując jak tonę we własnych łazach, pogrążam się w żalu i goryczy, czując jak zapadam się sam w sobie.
Katastrofalna wizja upadku ludzkiego "ego".
Katastrofalna wizja upadku samego siebie...
Bez nich jesteś niczym, JA bez nich jestem niczym.
Jestem prochem, jestem gównem, w które możesz wdepnąć.
A gdy już to zrobisz, krzykniesz: "Ja pierdolę"
Wszystko może obracać się tylko wokół jednego,
całe życie będziemy musieli spędzić według jednego, utartego schematu.
Nie chcę więcej takich snów...
Bo wtedy... tonę.