Tak sobie tutaj wszystko obseruję, i DOCHODZĘ do wniosku, że nie rozumiem z tego ani nic. ni w ząb.
Nalepiej było by się ulotnić. I "poczuć na sobie tę ciszę i ową się ciszą nasycić...".
Aczkolwiek, jest miło. Więc po co psuć?
ANO. Po to, by mieć równo pod nogami (to nic, że nie pod sufitem). Albo odwrotnie.
Czasem wyobraźnia ponosi, a czasem to ona wcale nie chce działać. Wtedy jest gorzej.
Nalepiej jest wtedy, kiedy emocje pozwalają na dużo więcej, niż można sobie wyobrazić. BA, jest to wszystko w zasięgu ręki. Można dotknąć, posmakować, zobaczyć. Tylko jest jedno, malutkie ALE. Potem to wszystko się kończy (bo musi, bo wszystko kiedyś się kończy - przecież). I zostaje tylko taki dziwny posmak, jak wtedy gdy budzisz się rano na wielkim kacu, i pierwsze co chcesz zrobić, to umyć zęby. I wtedy właśnie powstają takie przemyślenia jak to.
Natomiast: Na rezygnancję nie czas. Nie czas, nie czas, nie czas...
______________________________
Jednakże, wspominając momenty jak np. WOODSTOCK 2011 or ten na załączonym obrazku, lub wiele wiele innych, nie można, a wręcz grzechem byłoby powiedzieć, że jest całkiem do dupy :)
[a to z imprezy grillowej w Bośni gdy się rodzina znalazła w komplecie. Taaaaaka była impreza! ;-)].