Nie jest Ci źle, kiedy mówię coraz mniej? Zdania stają się krótsze, wyrazy przybierają zwyczajne literki, a wszystko nasze stało się dużo mniej niż bardziej.
Kiedy wstaje słońce budzi się przyszłość. Wszystko jest bardziej jaskrawe niż powinno. I wcale nie razi.
Przy drugiej kawie mrugasz coraz częściej. Nie ubierasz słów, a jeden dodać jeden znowu tworzy różnicę. Po obiedzie tulisz jak kot wspomnienia, parują uczucia i znasz na pamięć to, co próbujesz zapominać. Kiedy bardzo chcesz, prosisz o wybaczenie i przysięgasz, że nikt i nigdy wcześniej. Wszystko staje się obce i malejesz jeszcze bardziej.
Wieczorem chcesz przepraszać za nadzieję i szczęście, w które przestaje się wierzyć co noc mrugając do nieba. Zasługiwać na dużo więcej, wyrzekać się najlepszego. Zostawać z migającymi rękami do następnego poranka. Próbując na nowo polubić siebie, kiedy mówi się o wszystkim inaczej niż wszyscy.