Uwielbiam, kiedy zachodzi słońce. Choć kojarzy się to z końcem dnia i początkiem nocy, od wieków będącej swoistym symbolem zagrożenia, jego znikanie za linią horyzontu jest niesamowite. Niebo przybiera fantastyczne barwy, podświetlone chmury wydają się być iście magicznym zjawiskiem, a każda sekunda jest niepowtarzalna... ale najważniejsze jest światło.
Zachodzące słońce przyobleka świat w płynne złoto.
Wszystko wydaje się piękniejsze, cieplejsze, cenniejsze.
Każdego dnia tu, w Wiśle, znajduję chwilę dla siebie i wychodzę na taras,
by ujrzeć zachodzące słońce.
Pozwalam sobie wpaść w refleksję.
Życie, śmierć, czas, radość, smutek, zmiany, tęsknota, słowa, błędy, plany.
A potem odwracam się i wchodzę do środka, by robić, co do mnie należy.
By robić to, co kocham.
Nie jest łatwo podejmować decyzje, od których zależy los innych ludzi - nawet, gdy chodzi o rzeczy pozornie błahe.
Uczę się.
Póki mam czas.
Czuję, że żyję :)