No pain, no pain.
Żartowałam (wcale nie).
W tym tygodniu dostaję grafik pracy, co się zdarza rzadko, właściwie chyba nigdy. Łatwiej mi zaplanować resztki życia prywatnego. Mam dzisiaj wolne popołudnie, więc robię przeokropnie długi trening, jestem zadowolona z siebie i z efektów nawet też. Umawiam się z małą P. na sobotę, śmiejemy się z mojej miłości do proszków wszelakich, otwarcia sezonu na hulajnogę i urlopu w szpitalu dla uśmiechniętych. W październiku w Polsce gra koncert Ethel Cain, najbardziej na świecie chciałabym na nim być. Nie wiem, na ile to realne, pewnie po prostu PRAWDOPODOBNE. Później zapytam Z., co o tym sądzi, bo ja głównie pytam Z , co o czymś sądzi, kiedy nie jestem pewna. Chyba po to, żeby usłyszeć powinnaś jechać, Cukiereczku.