Ktoś zapytał mnie ostatnio, które wydarzenia ze swojego życia uważam za najszczęśliwsze. W dzieciństwie musiało ich być wiele, jako że młodość jest czasem uniesień... i straszliwych depresji, na przykład dzień po cyrku. Nie potrafię sobie przypomnieć wczesnych zachwytów, chwili, gdy czas się dla mnie zatrzymał na widok uśmiechu ukochanej dziewczyny. Najprzyjemniej wspominam jedno z niedawnych wydarzeń: powrót do Summerhill po wojnie. Bałagan, jakiego wojsko narobiło w internacie, był niczym w porównaniu z radością, że w końcu wróciłem do miejsca, które kocham. Nigdy przedtem nie byłem uczuciowo związany z żadnym miejscem. Być może stało się tak dlatego, że Summerhill jest moja własna; kupiłem ją, unowocześniłem; stała się przedłużeniem mej własnej osobowości. To był mój House with the Green Shutters.
....