Świadome Sny
Tak sobie pomyślałem, że może właśnie tutaj podzielę się moimi przeżyciami i refleksjami na temat świadomego śnienia. Dziś już chyba każdy o tym słyszał, a co druga osoba choć raz przypadkiem przeżyła taki stan. Jednak, gwoli ścisłości - chodzi o sen, w którym zdajemy sobie sprawę z tego, że to sen. Ponadto, możemy bardziej lub mniej taki sen kreować własną wolą, w zależności od stopnia w jakim jesteśmy w stanie zogniskować naszą świadomość. To kwestia świadomości danej osoby oraz kwestia treningu. Dzisiaj sprawa ŚS jest już dosyć dogłębnie zbadana naukowo, można znaleźć liczne eksperymenty, setki książek i poradników, filmy, itd. Wystarczy nawet poszperać na YouTube.
Jednak to, na co chciałbym zwrócić uwagę, to fakt, że świadomy sen niekoniecznie musi służyć zabawie (choć sam większość pierwszych takich snów spędziłem na lataniu...). Po obejrzeniu filmików i poradników można dojść do wniosku, że ma to służyć jakiejś magicznej rozrywce. No bo rzeczywiście - może służyć. Spotkacie wiele relacji, moim zdaniem chorych relacji, jakiego to ludzie seksu nie uprawiają w tych snach, albo jak to ciekawie jest kogoś - lub siebie - zabić (bez komentarza, ale naprawdę takie relacje padają...). Inni robią z siebie w tych snach gwiazdę, obiekt pożądania tłumów... I tak bez końca.
Jednak, jak poszperacie głębiej, to okazuje się, że świadome śnienie może być znakomitym narzędziem rozwoju duchowego, czy też metodą głębokiego samopoznania. Zanim jednak do tego dojdę, odniosę się jeszcze do plotek o negatywnych stronach tego zjawiska.
Zagrożenia
Cóż, w każdej plotce jest ziarnko prawdy. Jednak przede wszystkim - samo świadome śnienie oraz przy okazji sprawa OOBE, czyli tzw. podróży astralnych nie jest ani szkodliwa, ani zła. Jednak moim zdaniem - nie jest to zabawa dla każdego. Zależy to od twojej świadomości, od twojego stopnia rozwoju świadomości, od tego jak czysty jesteś. Jeśli jesteś istotą przepełnioną spokojem i miłością, w przeżyciu tym nie spotka cię nic co wykracza poza spokój i miłość. Jednak jeśli nie, to to, co przykrego może (nie musi) się zdarzyć, to spotkanie z własnymi lękami oraz żądzami. Lub, jak nazywają to w katolicyzmie - z własnymi demonami (stąd w KK świadome śnienie to coś złego). W buddyzmie nazywają to podobnie, z tą tylko różnicą, że w buddyzmie wiedzą, że te "demony" to tylko nasze lęki i uczą je przezwyciężać. Oczywiście istnienie i natężenie tych lęków, czy tzw. 'własnych demonów' zależy tylko od nas samych, my jesteśmy ich jedyną podstawą egzystencji. Strach to przeciwieństwo miłości i spokoju. Nic więcej - to prosta zasada.
Jeśli jesteś więc poukładany wewnętrznie, nie masz się czego obawiać, a twoje przeżycia będą wspaniałe i świetliste.
Skoro już o Buddyzmie wspomniałem - np. w nim, oraz w niektórych odłamach Hinduizmu, zresztą nawet w niektórych rodzajach jogi, ŚS to właśnie wspaniałe, z powodzeniem stosowane narzędzie do rozwoju duchowego.
Moje doświadczenia
Rozdzielam je na dwa etapy. Pierwszy - wiele lat temu, może z osiem, nawet dziewięć lat, kiedy zetknąłem się z tym tematem i zafascynowany zacząłem go ćwiczyć, osiągałem nawet lekkie rezultaty. Zdarzał mi się krótki ŚS może raz na dwa tygodnie... Jednak wtedy właśnie nie miałem jeszcze pojęcia o rozwoju duchowym i sprawę traktowałem bardziej rozrywkowo - no, może też lekko filozoficznie, bo taka ciekawość wszystkiego od zawsze we mnie siedziała. Jak wspomniałem na wstępie, sny te spędzałem na beztroskim lataniu... Bardzo przyjemne, ale ileż można! :) Zresztą, słabo jeszcze wtedy ogniskowałem świadomość, więc trwały one może z minutę... Krótko potem, oprócz ŚS, dowiedziałem się o tematyce OOBE, czyli o tzw. podróżach astralnych. (swoją drogą, między ŚS a OOBE nie ma jakiejś wyraźnej granicy, to tylko inne częstotliwości wibracyjne). Jedną z prostszych technik osiągnięcia OOBE jest skoncentrowanie się na tym podczas świadomego snu. I pewnego razu udało mi się to. Jednak, zupełnie nieświadom zasad jakie tym rządzą (wspomnianych powyżej), od razu po osiągnięciu tego stanu zetknąłem się właśnie z własnym lękiem. Prawdopodobnie lękiem przed śmiercią. Choć mogło to być cokolwiek negatywnego, co przyciągnąłem po prostu moim strachem. Nie będę raczej wchodził w szczegółowe opisy, bo to dość osobiste przeżycia. Wtedy oczywiście nie miałem pojęcia, co zaszło. Zdemotywowany tym wydarzeniem stopniowo odszedłem od tematu. Całkowicie przestałem świadomie śnić, nie tyle co przez to wydarzenie, ale przez okoliczności życiowe - po prostu kierowałem uwagę w inne sprawy.
Drugi etap nastąpił kilka lat później, a nasilił się stosunkowo niedawno. Zacząłem interesować się sprawami rozwoju duchowego. Niegdyś zniechęcony przez różne religie, zepchnięty przez to niemal w ateizm, jednak znalazłem to światełko sam głęboko w sobie i stałem się nie tyle wierzący, co wręcz pewny. Moje życie, mój obraz świata, moje priorytety, poodwracały się do góry nogami. "Poczułem sens, bez potrzeby szukania konkretnych sensów". Ale może nie będę teraz w to wnikał, bo to inny długi temat. W każdym razie temat rozwoju duchowego liznąłem też jakieś kilka lat temu, ale prawdziwy przełom, otrzymanie daru tej "pewności" nastąpiło około rok temu. Z tym przyszedł spokój, pozbycie się wielu lęków i przeświadczeń. Oczywiście chcę zaznaczyć, że nie jestem ani Buddą ani Jezusem - do takiego stopnia oświecenia raczej mi daleko. Jednak teraz łatwiej iść do przodu - bo własne ograniczenia, gorsze aspekty nawet jak występują - to na bieżąco można je zauważać, kontrolować, co ułatwia pracę nad sobą, rozwój, pokonywanie trudności. W każdym razie - tak w miarę oczyszczony, przynajmniej względem przeszłości, niedawno postanowiłem powrócić do tematu ŚS. Szczególnie, gdy dowiedziałem się i pojąłem, że mogą służyć właśnie tak wspaniałym celom. Zauważyłem też, że ŚS bardzo odzwierciedlają różnicę wewnątrz mnie, bo teraz, gdy jestem trochę inny wewnętrznie, takie sny przychodzą mi dużo łatwiej niż kiedyś. Bez większych trudów osiągam aktualnie dwa, czasem trzy ŚS tygodniowo i są coraz dłuższe, nawet ok. 10min. Nie będę opowiadał szczegółowo, co chcę w nich osiągnąć, bo to też już sprawy osobiste, ale póki co koncentruję się głównie na samej technice podtrzymywania i podwyższania świadomości w tym śnie, jak najdłużej, delektując się przy okazji spokojem. Bo częstą przeszkodą jest właśnie to, że nawet po osiągnięciu ŚS szybko odpływamy w zwykły sen lub się budzimy. Do tematu OOBE podchodzę, ale małymi kroczkami. Nic pochopnie. Chcę najpierw osiągnąć perfekcję w ŚS i mieć pewność, że żaden większy lęk mnie nie zaskoczy. Traktuję ŚS jako swego rodzaju trening przed OOBE, przy czym nie mam zamiaru się spieszyć tym razem.
Może kolejnym razem, jeśli znów wena dopisze, odniosę się do kilku konkretnych świadomych snów, jakie ostatnio przeżyłem.