Najlepiej jest tak się odciąć od świata i udawać,że nic się nie stało. Z najwierniejszej przyjaciółki nagle stajemy się wrogiem number one,nie wiadomo za co i dlaczego. Mimo chęci nawiązania próby porozumienia,głupiego pogadania, nawet nie odpisuje na smsy,wiadomości,nie odbiera telefonów,a to przecież nie ja zawiniłam. Po jednym spotkaniu jednak czuje się chęć tęsknoty i podzielenia sie wszystkim,co się działo i nagle..bańka pryska. Jest po staremu. Dalej z przyjaciela stajemy sie wrogiem. Nie rozumiem. To tak jakbym wymordowała Ci pół rodziny,ale co ja takiego zrobiłam? Chciałam zrozumienia jak dawniej? Chciałam być przy Tobie jak kiedyś? Śmiac się razem i płakać? Chyba jednak to za wiele...Szkoda tylko dziecinnego zachowania,chowania się na 'niewidoku' i udawaniu jak gdyby nigdy nic. ...Brak mi słów już i boli mnie jak widze,jak odchodzą przyjaciele jedni,a drudzy wracają,bo zauważają brak tych najukochańszych osób. Więc po co w ogóle odchodzić? Mam już dość. Zostają Ci co ZAWSZE byli,nie dam się już złamać,pomiatać i oszukiwać,nie dam sie w dupe kopać,bo ile można?I ten śmieszny strach przed konfrontacją...do cholery,ludzie przestańcie grać!
DAMN.