photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 10 CZERWCA 2014

194

Za dużo mnie w sobie. Nie mieszczę się, wylewam poza kontury.

Milczę, chociaż tak bardzo chciałabym znowu móc rozmawiać. Mówienie bez słuchacza nie ma sensu, a Ty nie potrafisz słuchać.

Chciałabym mówić o wszystkim, najbardziej o białych puszkach przemerzających gromadą błękitne niebo, o tym, że zasuszyłam wszystkie kwiaty, o poczuciu bycia deptaną, obłażoną przez mrówki tłumu, o niesamowitym odkryciu istoty dyscypliny, o pochodzeniu zła i efektach przecięcia spoidła wielkiego mózgu, o sile, której nie umiem spożytkować, bo nie znam nic, co byłoby w stanie ją wyczerpać i nie podejmuję prób znalezienia niczego, bo czekam na wspólne leżenie na trawie, kiedy o mnie nie pamiętasz, jak mi się zdaje, bo to dajesz mi chyba do zrozumienia takim zachowaniem, a wierzę swojemu wysokiemu poziomowi inteligencji emocjonalnej, który skłania mnie do takich wniosków. I przykro mi, że nikt nie chciał słuchać o dotarciu do źródła znikania z powierzchni, zamieniania się w coś ulotnego, jak bańa mydlada tak delikatna, że pęka od silniejszego dmuchnięcia. Doszłam do tego sama i, niczym nieopierzony detektyw, chciałam pochwalić się efektami dochodzenia. Jednak  sytuacja jet stabilna - rzekłabym zagrożenie zażegnane na długo - można odetchnąć z ulgą i zająć się czymś ciekawszym niż te niepojęte wybryki. To nieważne. Nieważne, bo zastanawiam się, czy to naprawdę takie proste, czy mądre formułki i wywleczone na wierzch świadomości mgliste wspomnienia, dysfunkcyjne schematy mogą wyjaśnić to nieodstępujące na krok uczucie, że na dłuższą metę nie potrafię funkcjonować w zdrowiu? Co mam zrobić z tą witalnością i spokojem, kiedy wciąż myślę o przekraczaniu granic (np. cielesności, nie popadajmy jednak w monotematyczność), wynurzaniu z nieświadomości, leżeniu na czczo w pościeli wątpliwej świeżości i trwaniu w odmętach swojego umysłu niczym asceta dążący do świętości, zaglądaniu do nieoświetlonych zakamarków, żeby poznać coś nowego i intensywnego, nawet jeśli niesie to ze sobą niebezpieczeństwo. Czasami mam wrażenie, że jestem zupełnie innym gatunkiem człowieka. Naprawdę zwilczonym. Zmutowanym emocjonalnie. Potrzebuję tego tuzina pojawiających się nagle i znikających równie szybko namiętności. Tego "chwilowego" zniewolenia. Poczucia zepsucia i niepoprawności. Chcę łapać, kolekcjonować pióra tych rajskich ptaków, by za moment wypuszczać je na wolność. Potem patrzeć na te baśniowe pióra i pławić się we wspomnieniach. Potrzebuję tego tak, jak ludzie potrzebują być szczęśliwi. Wszystko musi być jak jeden wielki kolaż, do którego wciąż coś doklejam, nowe materiały, kadry. To jakby było wpisane w moją naturę. Potrzebuję snuć intrygi, romansidła, ukryte miejsca, słowa, roztrząsać dotyki, słowa rzucone w moją stronę i wyłapywać te znaki które rozumiem tylko ja, muszę coś niszczyć, dzięki temu tworzyć coraz więcej i więcej. Ostatnio przypomniała mi się Eris z Sindbada. Przypomniało mi się jak kiedyś będąc dzieckiem ją kochałam, bawiłam się nią, wyobrażałam sobie, że nią jestem, że mogę siać chaos, bawić się nim, szczycić, bezinteresownie. Nadal ją w sobie mam. Muszę ryzykować, płakać i przeżywać wszystko najmocniej jak potrafię. I muszę się z tym pogodzić. Jednocześnie potrzebuję poczucia czegoś stałego, że mam "dom", kogoś kto będzie ze mną do samiutkiego końca. Kogoś, kto będzie mi harmonią, opoką, słuchaczem bezinteresownym i szczerze oddanym. A jednak duszę to w sobie, milczę a moje ruchy są jakby machaniczne, bo to niezdrowe, niepożądane, nie pasujące do tej wymarzonej delikatnej, trochę nieporadnej dziewczyny o długich włosach, których chyba nigdy się nie dorobię, nie wybuchającej emocjami o sile erupcji wulkanu. Chęć bycia idealną sprawiła, że nie istnieję w swej pierwotnej formie, paradosalnie jestem wyzuta z osobowości, chociaż tak bardzo z nią związana. Zapętliłam się w samoświadomości. Tymczasem Gwiezdny Chłopiec wypala się niczym jeden z tych maleńskich, migoczących punkcików na niebie. Chyba. Przypuszcam też, że itostną rolę w tak pesymistycznej ocenie naszych relacji może odgrywać moja nadwrażliwość na punkcie bycia lekceważoną. Smutno mi. I nieustannie śnię o spokoju. To człowiek-chodząca zagadka, ale czułam, że rozumie mnóstwo emocji, które targają mną w chwilach zwątpienia, chociaż bał się moich słów, kiedy próbowałam tłumaczyć, co mam w głowie. To człowiek, z którym się nie rozmawiało tylko siedziało w ciszy albo w ciszy wędrowało po lesie i wszystko było jasne, przejrzyste, chociaż jakieś depresyjne. Jakbyśmy nie mogli porozumiewać się werbalnie, ale tą ciszą właśnie, tym napięciem, właściwie też bardzo podobną historią rozumieli siebie nawzajem. Nic nas nie łączyło, ale mogliśmy wygrzewać się swoją obecnością, bo byliśmy tak samo nastrojeni. Jakiś czas temu, kiedy było tak rześko po deszczu, miałam ochotę popędzić na stację, wsiąść w kolejkę i pojechać do niego, posiedzieć w przytulnej kuchni całej z drewna, pośrodku lasu i pić herbatę milcząc i wszystko byłoby na swoim miejscu. Źle się wtedy poczułam, jak mogę tak myśleć, kiedy czekają na mnie iskierki w oczach, całowanie opuszek palców i głaskanie po głowie człowieka, z którym chciałabym być do końca. A jednak od kilku dni noszę się z zamiarem pojechania tam i stanięcia z nim twarzą w twarz, zajrzeniem w oczy koloru wzburzonego morza i poproszenia o łaskę, o przepaczenie, o las i... spokój.

 

 

 

 

Zarejestruj się teraz, aby skomentować wpis użytkownika asmodi.

Informacje o asmodi


Inni zdjęcia: Nie ma Ciebie rainbowheroine‘Nie chciała się zgodz martawinkel9 / 03 / 25 xheroineemogirlx1407 akcentovaTurkusowo, fioletowo i w Pumie xavekittyx:) qabiResza figur Wilkonia bluebird11sezon lodów patkigd:) dorcia2700.. locomotiv