LABIRYNT część 11.
Megan, Nick i Jennifer wrócili do domu pod koniec dnia. Podwładni postanowili nie męczyć bardziej Lucka, dali mu wolne - kolejny dzień tylko dla siebie. Biorąc pod uwagę jego bardzo dobry stan zdrowia nie zwolnili go od żadnych zajęć. Następnego dnia wszystko miało wrócić do normy. Siedemnastolatka opuściło uczucie czyjejś obecności, śledzenia a jednocześnie osamotnienia i strachu. Nigdy nie przydarzyło mu się tyle rzeczy w zaledwie dwa dni. Kiedy słońce powoli chyliło się ku zachodowi Luck wyjrzał przez okno i zaczął rozmyślać o swojej przyszłości. Nie tak wyobrażał sobie siebie. Nie chciał tak skończyć...Poczuł dziwne ukłucie w sercu. Zabolało go głęboko w środku, w jego podświadomości. Właśnie uświadomił sobie, że nie tu jest jego miejsce. Wyjął notes, zaczął brudzić kartkę swoim krzywym, niewyraźnym pismem.
,,Świat jest niesprawiedliwy, ludzie się niesprawiedliwi. Odpowiadam za czyjś błąd. Czy ja go popełniłem? Nie zrobiłem nic złego. Tak wiem, trzymałem pistolet w ręku, ale nie zabiłbym tego człowieka. Nie dałbym rady. Jestem pewny. Zawiodłem się sam na sobie. Chciałbym cofnąć czas, zmienić bieg wydarzeń, uratować to co zniszczyłem. A zniszczyłem naprawdę wiele. Zniszczyłem cząstkę siebie. Odcisnąłem piętno na swoim życiu. Dobrze wiem, że ten smród będzie ciągnął się za mną do końca życia...tego się obawiam, to jest najgorsze, dociera do mnie prawda...świruję. Ja żyję?"
Widok znikającego słońca natchnął chłopaka. Poszukał ołówka, zaczął szkicować. Ręka sama wodziła po kartce. Dłoń kreśliła powoli pojedyncze linie, uwalniając przy tym całą energie. W pewnym momencie Luck przestał kontrolować swoje myśli, puścił wszelkie wodze wyobraźni. Minęła godzina. Chłopak podniósł wysoko kartkę. To co na niej zobaczył przeraziło go...dziewczyna: ta sama, która go przywitała jako pierwsza, ta sama, która podawała mu swoją dłoń i chciała zaprowadzić w nieznane-Emma. Luck odruchowo potargał kartkę na kilka drobnych kawałków. Miał nadzieję, że faktycznie wszystko się unormowało, mylił się.Nie zaczął nawet zastanawiać się nad tą sprawą, gdyż do pokoju weszła zapłakana Sara. Położyła się na łóżku, chowając głowę w poduszce, dodatkowo zakrywając się włosami i rekami.
-Ej, co się stało?-spytał zdziwiony i zaniepokojony Luck.
-Proszę cię, wyobraź sobie, że mnie tu nie ma.- szlochała.
-Nie umiem.- wyznał szczerze - co jest?
-Chcę zapomnieć.
-O czym?
-O Adamie. Zostawił mnie. Zostawił.- spojrzała na Lucka wymawiając ostatnie słowo. Tusz do rzęs spływał po jej policzkach. Oczy były lekko spuchnięte.
-Opowiesz mi coś więcej?- dziewczyna usiadła po turecku. Położyła dłonie na kolanach i zaczęła:
-Ja i Adam byliśmy razem przez 10 miesięcy. Poznaliśmy się tutaj. Najpierw te same zajęcia, później wspólne śniadania, obiady, kolacje i tak dalej...wiesz jak to jest. Jesteśmy bardzo do siebie podobni, mamy podobne zainteresowania. Coś jednak się zepsuło. Ostatni miesiąc był dla nas bardzo trudny i wyczerpujący. Kłóciliśmy się o co tylko było można. Czułam, że coś jest nie tak. Już wiem co...Adam znalazł sobie inną. Rok młodszą Sanon. Naprawdę go kochałam...A wiesz co jest najgorsze? To, że nie mogę się od niego uwolnić, jestem na niego skazana. Widzę go każdego dnia,chociaż nie chcę. Przez to jeszcze trudniej mi zapomnieć o tym co było między nami.
-Saro...nie umiem zachować się w takiej sytuacji. Nie umiem pocieszać ludzi, nie wiem jak to się robi. Nie wiem jeszcze bardzo wielu rzeczy, ale jedno czego jestem pewnie to to, że jesteś wspaniałą dziewczyną i naprawdę szkoda twoich łez na takiego kogoś.
Sara spojrzała na chłopaka swoimi zaszklonymi oczyma. Wargi ciągle drgały jej od nieustannego płaczu. Luck podał jej chusteczkę.
-Dziękuję.- szepnęła, zbliżając swoją twarz ku niemu i zatapiając swoje usta w jego.
CDN
No i jak?;)