Najpierw myślałam, że to jakiś głupi żart. Makabryczny, nonsensowny dowcip. Zaczęłam się zastanawiać, czy dziś przypadkiem nie jest prima aprilis, ale nie, pomyślałam po chwili, przecież już był. I zrozumiałam, że to musi być prawda.
Najbardziej mi żal, tych, którzy& zostali.
Myślę o Marcie Kaczyńskiej, która straciła dziś oboje rodziców, o małej Ewuni, która nie zobaczy więcej dziadka Leszka. Nie umiem sobie wyobrazić rozpaczy dzieci, których rodzice zginęli dziś rano, ani starych rodziców, którzy tak nagle i niespodziewanie stracili swoje dzieci. I nawet nie chcę, ja wiem, aż za dobrze, że tylko we własnym bólu można być, o cudzym zaledwie pomyśleć.
Myślę o wyrwie, jaką zostawi ta katastrofa nie tylko w polskiej historii, ale przede wszystkim w tak wielu rodzinach. Myślę o tych, których twarze nie pojawią się w głównym wydaniu wiadomości. O pilotach tego samolotu, o stewardessach, o prezydenckiej ochronie. Zginęli nie tylko politycy, ale&po prostu ludzie. Dziadkowie, rodzice, matki, ojcowie, przyjaciele, żony, mężowie, córki, bracia, siostry, przyjaciółki, koledzy. Po każdym z nich zostanie pusta przestrzeń na wiele lat. Żałoba się skończy, Polacy wstaną z kolan, otrzepią spodnie i wszystko się dalej potoczy swoim zwykłym torem. Życie. Po nocy przyjdzie dzień, po wiośnie lato. Tak już ten świat jest urządzony. Wyjrzałam dziś za okno z nadzieją, że może coś się zmieniło. A tam wszystko było jak zwykle: ludzie spacerowali z psami, ulicami jeździły auta, kursowały autobusy, dzieci śmiały się i skakały po betonowym murku. czasu niecofniemy.