Hej Wam!
Piszę dopiero teraz, ponieważ nie wiedziałam co mam napisać. Nie da się w słowach wyrazić tego, co czuję. Ciągle jestem podenerwowana, nie potrafię nad tym zapanować. Mam liczyć w myślach do dziesięciu? Czy to nie śmieszne?
Lekarze mnie zawodzą... Albo jest tak, że poddają się przy pierwszej mojej porażce, bo uważają iż trudno walczyć z tą chorobą (szczególnie, że trwa już długo). Albo nie mają dla mnie czasu, nie potrafią przyznać, że ciężko im mi pomóc, a leki niewiele mogą mi pomóc.
Za co JA jestem tak karana? :c
Ja się pytam, jak mam sobie z tym sama poradzić? Nikt nie widzi, że cierpię? Chyba po prostu nikt nie chce mi pomóc.
Smutno, smutno...
Niby coś ma sens, ale po chwili już nie ma.
Czy ja nadal żyję?
Tak, kurwa żyję! Bo za dużo ważę!
48 kg , kurwa.
Ja milcząc, smutnymi oczami - błagam o pomoc.
Czy ktoś usłyszy moje milczenie?