Oh tak bardzo buntuje się wszystko we mnie
przed tym, co szczescia mi nie daje.
Tak bardzo jestem skołowana tym ciagłym przymusem
Przymusem by wstać i żyć.
Marionetka w rękach systemu.
Nie mam czasu
Nie mam czasu na nic.
Szukam chwilowego szczescia, które potem sprawia mi tak potworny ból
że znów pruję paznokciami skórę,
Ze wstydu gryzę przedramiona.
Oh zatracam się, zatracam
Wypełnia mnie muzyka. Ona jest we mnie, wokół, wszędzie.
Trzyma w ryzach przed załamaniem.
Odurzyłabym się czymś. Moje wibracje znów obrały krytycznie niski poziom.
Oh ile jeszcze razy mam się zabić, ile razy mam się odrodzić
By w końcu zacząć żyć. Żyć w pełni. Już do końca, nieustępliwie, niezmiennie.
W Harmonii.
Czemuż o czarny wilku mieszkający we mnie, znów się pojawiłeś?
Znów wyrywam kawałek serca z piersi, by dać ci żreć.
Pożera mnie wstyd.
Uciec uciec uciec
i nie wracać więcej do rzeczywistości.
Ale odrodzę się.
Znów bo znów.
Ale uparcie, ODRODZĘ się.