Dzisiejszy dzień jest totalnie bez celowy, leniwy, chyba po to, aby zatrzymać na chwilę swoje życie, spowolnić jego zawrotne tempo.
Obudziłam się po jedenastej, zjadłam pierwszy raz od dawna normalne śniadanie i wciągnęłam się w książkę, którą niedawno wyporzyczyłam z biblioteki. Potem ruszyłam się z łóżka, weszłam na komputer. I tak czytam sobie te wasze blogi, opowieści od odchudzaniu.. Nie mogę powiedzieć, że są mi opce, sama odchudzałam się jakiś czas temu na niezdrowej diecie dukanowej.
Schudłam dwa kilo i zastopowałam. Nie wróciłam do dawnych nawyków, ale głównym składnikiem moich posiłów nie było samo białko.
Od poniedziałku mam zamar jeszcze sie trochę pomęczyć, ażeby schudnąć to mojej wymarzonej wagi. Później stabilizacja i siłownia, ( oprócz tego trenuję siatkówkę i okazjonalnie piłkę ręczną). Pierwszy punkt mojego programu, poczuć się lepiej w swoim ciele, mam nadzieję, że po okresie miesiąca zostanie osiągnięty. Chyba lubię doskonalić samą siebie, uszczęśliwiać i polepszać swoje życie.
Muszę jeszcze wiele zrobić by ogarnąć swój charakter, przyzwyczajenia... Tego się bardziej boję, tym bardziej martwię.
Ale wiem, że muszę. Mam motywację, cel, COŚ, co daje mi siłę. Mam dla Kogo to robić i wiem, kogo uszczęśliwie. Kto mnie kocha bezgranicznie i komu jestem to dłużna. Jest to Bóg. On jest na pierwszym miejscu, mimo, iż czasem może tego po mnie nie widać..
Staram się.
Męczy mnie samotność, kryję się gdzieś wewnątrz mnie i co jakiś czas woła głośno, że tego potrzebuję. Bliskości.
Ale jestem silna i umiem ocenić, co jest teraz dla mnie ważniejsze i umiem rozpoznawać już bez czego nie mogę się obejść a co mogę sobię odpuścić. Żyję sobie dalej. Przetrzymam.
Chatoczynie piszę, wiem. Ale szczerze.