Wiem, że to wielki temat TABU i o takich rzeczach się nie rozmawia, ale po białaczce jakoś przeszły mi wszelakie stresy z tym całym teatrem związane i miewam takie myśli (jak np. dzisiaj) czasami. Pomyślałam, że o tym napisze, bo może uda mi się kogoś przekonać, że patrzenie na to z dystansu wcale nie jest takie głupie.
Dla wszystkich, którzy mnie znają nie będzie zapewne zbyt wielkim odkryciem, że wierzę w życie po śmierci. Wierzę też, że po śmierci doświadczymy i zobaczymy wiele rzeczy, których za życia z różnych względów nie było nam dane doświadczyć. To jest teraz taki mały prolog do tego, co chcę napisać, żebyście mieli troszkę wyobrażenie, co się w tej mojej mądrej (czasami mniej) głowie dzieje.
Jak byłam chora (dla niewtajemniczonych: białaczka AML), to doświadczyłam czegoś totalnie pozaziemskiego, co otworzyło moje serce i świadomość na istnieje sił, których nie zrozumiemy, bo nie jesteśmy jedną z nich.
Dla przypomnienia: Kiedyś pisałam o tym, jak wygląda moja wiara. Nawiązywałam w tamtej noteczce do miłości mojego ukochanego pieska do mnie. On jest pieskiem i rozumie inne pieski. Bardzo mnie kocha (kto zna, ten wie), chociaż czasami zupełnie nie rozumie mojego postępowania. Nie rozumie mojego postępowania, bo nie jest człowiekiem. Ja bardzo kocham Pana Boga, chociaż czasami zupełnie Go nie rozumiem. Nie rozumiem Go, bo nie jestem (niespodzianka!) Bogiem (czy też BOGINIĄ, co by równouprawnieniu stało się zadość).
I jak tak sobie doświadczyłam tych sił, to otworzyło się takie ważne okienko w mojej głowie: TO życie nie jest JEDYNYM życiem, które mamy. Dla tych, co to się wściekają, że Kościół jest zły, Księża to homoseksualiści i pedofile, a zakonnice noszą pod habitami wibratory i jeżdżą na rowerach bez siodełek itp. itd. i tak bez końca, mam WAŻNEGO NEWSA: KOŚCIÓŁ i WIARA to nie jest to samo, żuczki. To nigdy nie było i nie będzie to samo. Można połączyć jedno z drugim, NIE TRZEBA, ale można, to prawda. Każdy ma wolną wolę i robi to, co uważa za słuszne. ALE TO NIE JEST TO SAMO, co zostało zresztą niejednokrotnie naukowo ugruntowane.
Koniec prologu. Zaczynam.
Czego NIE CHCĘ się po śmierci dowiedzieć:
Oczywiście, to tylko kilka z tych rzeczy, których nie chcę się dowiedzieć po śmierci. Zapewne jest ich jeszcze więcej (tylko akurat mi nie przychodzą na myśl). Pewne jest na razie to, że jestem szczęśliwa będąc sobą. Nie gram na fortepianie, skrzypcach czy perkusji. Nie jestem Cristiano Ronaldo, Rihanną, Claudią Schiffer czy Agnieszką Radwańską. Nie jestem milionerką, super uzdolnioną studentką czy nawet super pilną studentką. Zdarza mi się zostawiać wszystko na ostatnią chwilę. Zdarza mi się zawodzić czy denerwować ludzi, których lubię, szanuję, kocham.
Ale jestem sobą. I jestem dumna i szczęśliwa, że tak mogę.