Teraz jestem tutaj.
Przychodzą momenty w życiu, kiedy zdajesz sobie sprawę, że to co robisz nie ma z Tobą za wiele wspólnego. I wtedy albo robisz to dalej, co wymaga odwagi, bo prędzej czy póżniej zatracasz siebie i stajesz się po części tym, co robisz.. Albo też rezygnujesz i wtedy stajesz się "głupia... ale odważna".
Najlepsza chwila w tym wszystkim, to właśnie sama decyzja. To nie jest tak, że ten problem pojawia się w ciągu kilku sekund i raz na zawsze postanawiasz się w ciągu kilku sekund z nim rozprawić. On chodzi za Tobą tygodniami, jeśli nie miesiącami i drań jeden nie pozwala się tak wszystkim cieszyć jak dotychczas. To wcale nie takie łatwe. I wtedy próbujesz o nim z kimś porozmawiać. Ale jak tu go ująć w słowa? O co tak naprawdę chodzi? Yyy... eee... hmm... Ciśnienie podskakuje, policzki czerwienieją, pokój jest za mały, robi się gorąco, a Ty dalej hmm... ekhem.. ano... I jak już zaczynasz "właściwie to chodzi o to..."
Żeby nie wpaść w błoto
A zwłaszcza, żeby nie zamoczyć płaszcza
I poza tym
Żeby nie być garbatym
Problem został jakby nazwany, dyskomfort niby maleje ale wcale się przez to łatwiej nie oddycha. Co z tego, że się nim podzieliłeś skoro wciąż nie wiesz, czy wóz czy przewóz. Na chwilę to zostawiasz. Może ten ciężar sam się gdzieś zapodzieje pod natłokiem przeżyć, myśli, spraw codziennych. Ale nie.. Dupek się mości głeboko w Twoim krzyżu. I siedzi tam bezwstydnie zatruwając więcej, niż sam się chcesz przed sobą przyznać.
Jak to zwykle w życiu bywa "na końcu" dochodzi do konfrontacji. Walisz głową w ścianę
Ale jej nie przebijesz
I przestajesz
Sobie nadzieję dajesz
Patrzysz w niebo, puszczasz zapory zamykające wszystkie Twoje troski gdzieś pomiędzy jedną a drugą skronią, wpuszczasz światło. Wdychasz je, oddech za oddechem, otwierasz bramy serca i się modlisz. W międzyczasie zapada decyzja. To taka piękna chwila wolności.
Najgorsza chwila, to jak trzeba już wszystkim o niej powiedzieć. Najgorsza dlatego, że wybór nie padł na tą drogę, na którą wszyscy by liczyli. Nie jesteś jednak w tym całym chaosie sam, dlatego w gruncie rzeczy... Nie ma już problemu. Pipapo. A jak kochają, to nie przestaną przecież za to, że znowu stawiasz świat na głowie... Chyba?
Od wyboru do czynów jest dosyć daleko ale nie ma rzeczy niemożliwych. Tzn. Pewnie są, co to kogo jednak obchodzi. Trochę smutno się robi, kiedy inni Ci powtarzają "a gdzie będziesz za rok?', "co, już Ci się Berlin znudził?', "do 60 będziesz studiować...!', "wieczna studentka...".
Okay. Niech tak będzie! A gdzie będę za rok? Kto wie?