Vicent van Gogh.
"Chciałbym udowodnić swym dziełem..."
( z listu do brata Theo )
" Jest już późno, ale mimo to muszę do ciebie napisać. Nie ma cię tutaj i bardzo mi ciebie brak. Nieraz wydaje mi się, że jesteśmy znowu blisko siebie.
Dałem sobie dzisiaj słowo, że nie będę już zwracał uwagi na moją chorobę, a właściwie na pozostałości po ostatniej chorobie. Dosyć straconego czasu, trzeba zabrać się do roboty. A zatem, czy będę chory, czy zdrów, będę znowu rysował, regularnie, od rana do wieczora. Nie chcę, żeby mi ktoś znowu powiedział: "Ach, to te stare rysunki..."
(...)
Sztuka jest zazdrosna, nie uznaje priorytetu choroby. Muszę więc jej ustąpić. Mam nadzieję, że będę ci mógł znów posłać kilka dobrych rysunków.
Tacy ludzie jak ja NIE MAJĄ PRAWA chorować.
Powinieneś dokładnie wiedzieć, jak się zapatruje na sztukę.
Aby dojść do prawdy, trzeba pracować i długo, i dużo. To, czego chcę i co stawiam sobie za cel, jest diablo trudne, a przecież nie wydaje mi się, żeby moje aspiracje były aż tak wygórowane.
Chciałbym robić rysunki, które by PRZEMAWIAŁY...
Ostatecznie chciałbym doprowadzić do tego, żeby ludzie mówili o moich pracach: ten człowiek odczuwa głęboko, ten człowiek odczuwa subtelnie. Pomimo mojej rzekomej szorstkości albo właśnie dzięki niej, rozumiesz?
Może to pretensjonalnie mówić w ten sposób, ale właśnie dlatego chciałbym zdobyć się na ten wysiłek.
Czym jestem w oczach wielu ludzi? Jestem zerem, dziwakiem, człowiekiem nieznośnym. Jestem kimś, kto nie ma i niegdy nie będzie miał stanowiska w społeczeństwie, jestem gorszy od najgorszych. Dobrze, powiedzmy, że to prawda. Chciałbym udowodnić swoim dziełem, że mimo wszystko w sercu tego dziwaka i nicponia tkwi jakaś siła.
Jest to moją ambicją, którą - wbrew wszystkiemu - podsyca nie tyle uraza co miłość, bardziej pogoda ducha niż namiętność. I chociaż często głowa pęka mi od trosk, to jednak w duszy czuję spokój, jest we mnie muzyka i harmonia. W najbiedniejszym domku, w najbrudniejszym zakamarku widzę temat do obrazu lub rysunku. Jakby pchany nieodpartą siłą duch mój kieruje się w tę stronę.
Stopniowo uczyłem się eliminować rzeczy zbędne, wzrok mój coraz bardziej wyrabiał się w rozpoznawaniu malowniczych tematów. Sztuka wymaga upartej pracowitości, pracowitości mimo wszystko i nieustannej obserwacji.
Uporczywy wysiłek to przede wszystkim nieprzerwana praca, ale także stałość poglądów wynikających z określonych spostrzeżeń.
Spodziewam się, bracie, że za kilka lat, a może nawet wcześniej, zobaczysz prace, które ci z pewnością sprawią satysfakcję i będą wynagrodzeniem za twoje ofiary.
W ostatnich czasach zupełnie nie rozmawiałem z malarzami. Może mi to nawet wyszło na dobre. Nie trzeba słuchać głosy malarzy, tylko głosu natury. Teraz dużo lepiej rozumiem, dlaczego pół roku temu Mauve powiedział mi: "Nie mów mi o Dupre, mów mi raczej o tej skarpie nad kanałem lub o czymś podobnym". To się wydaje trochę dziwne, ale jest całkowicie słuszne. Wyczucie samego przedmiotu, wyczucie rzeczywistości jest dużo ważniejsze niż wyczucie obrazów, a w każdym razie jest bardziej owocne i bardziej ożywiające.
(...)
Dlatego uważam za słuszne, co mówi ojciec Millet: "Wydaje mi się absurdem, że ludzie chcą uchodzić za innych, niż są w rzeczywistości".
Jest to sentencja z pozoru banalna, a w rzeczywistości głęboka jak ocean. Moim zdaniem dobrze robi ten, kto ją bierze do serca we wszystkich okolicznościach"
Ażeby każdy pokonał swoje słabe strony, znalazł szczęście i był zawsze sobą.
---
Napiszę przed wyjazdem z Poznania, tj ok 19.06.
Zobaczymy kto będzie pamiętał...
---
Arin.