siedziałem naprzeciw niej i po prostu nie mogłem przestać jej słuchać.
jak na młodą osobę, miała bardzo dorosłe poglądy na życie.
co chwilę rzucała jakimś zabawnym żartem, nie takim po którym uśmiechasz się z przymusu.
z każdą chwilą czułem coraz bardziej, że to jest to.
w końcu zatrzymała się aby złapać oddech, więc wpadłem jej w słowo.
"może... pójdziemy do ciebie na kawę?"
nie proponowałem absolutnie nic więcej jak napić się gorącej kawy.
czułem, że tego potrzebuję.
a ona uśmiechnęła się z tym znajomym błyskiem w oku.
"jasne. ale..."
o nie.
jest jakieś ale.
"zatrzymała się u mnie przyjaciółka, jej rodzice razem z moimi wyjechali w interesach, więc nocuje u mnie. mam nadzieję, że nie będzie ci to przeszkadzało?"
no skąd.
"oczywiście, przecież nie mam nic do powiedzenia w tej kwestii."
zapłaciłem rachunek, ubraliśmy się szybko i już po chwili jechaliśmy samochodem do niej do domu.
zaparkowałem pod jednym z tych osamotnionych domków 'a la bogacze' i wyskoczyłem z auta, żeby otworzyć drzwi Gosi.
"dzięki." - była zaskoczona. kiedy zauważyła moje spojrzenie, wyjaśniła. - "nikt nigdy nie był dla mnie taki szarmancki."
och, dziewczyno.
kiedy znalazła odpowiedni kluczyk, przekręciła go w zamku i nacisnęła klamkę.
w twarz uderzyło mnie przyjemne ciepło, a chwilę później naskoczył na mnie ogromny owczarek niemiecki.
nie wiedziałem jak zareagować.
"Ares!" - fuknęła Gosia, na co pies zostawił mnie i skulony pobiegł w kąt, na swoje legowisko.
posłała mi przepraszające spojrzenie.
"wybacz."
rozebraliśmy się po czym wskazała mi ręką salon.
"rozgość się, proszę." - po czym zniknęła w kuchni.
wszedłem do ogromnego pokoju, w którym pierwszą rzeczą, jaka rzuciła mi się w oczy był kominek.
teraz tańczył w nim wesoło ogień.
rozsiadłem się na przytulnie wyglądającej kanapie i zamknąłem oczy.
dawno nie czułem się tak swobodnie.
bardzo dawno.