całą drogę do domu Michał przespał.
ciągle myślałam o tym, jak się zachowywał na lotnisku.
chciałam się podzielić tą uwagą z młodszym bratem, ale zrezygnowałam.
miał własne zmartwienia.
kiedy w końcu zaparkowałam na podjeździe naszego domu, wyskoczyłam z samochodu, otworzyłam tylne drzwi i lekko szturchnęłam Michała.
"hej mały, pobudka."
rozkleił leniwie oczy i je przetarł.
spojrzałam w jego dwukolorowe tęczówki.
"chodź. mama i gówniarze czekają."
uśmiechnął się półgębkiem i podniósł tyłek.
kiedy weszliśmy do domu i zobaczyła go mama, rozpłakała się.
boże, jakie to żałosne.
oczywiście tylko dla mnie.
rozklejała się za każdym razem, kiedy tylko Michał pojawiał się w drzwiach.
kiedy już zasypała go pytaniami typu 'jak podróż?', 'jesteś głodny?', 'jak tam zdrowie?' w końcu wyrwał się z jej nadopiekuńczych objęć i witając się krótko z resztą braci, wszedł po schodach na górę.
tam gdzie znajdował się jego sekretny pokój na poddaszu.
pokój, do którego zabroniono nam wchodzić.
mama ocierając łzy, wróciła do gotowania gulaszu.
rozebrałam się, zrobiłam dla nas gorącą herbatę i usiadłam przy kuchennym blacie.
"myślisz, że powinnyśmy mu powiedzieć?" - spytałam cicho.
"wiesz co ja myślę?" - zaszemrała złowrogo mama. - "że to ona powinna tu przyjść na kolanach i sama mu to oznajmić!"
była wściekła.
zostawiłam ten temat.
przynajmniej na razie.