było strasznie zimno i mroźno.
nawet jak na Finlandię.
siedziałem w samolocie, który miał dostarczyć mój tyłek do Szczecina, skąd zabierze mnie moje rodzeństwo.
w końcu zobaczę mamę no i Agatę.
muszę się z nią zobaczyć.
od wakacji nie widziałem ich wszystkich, jedynie skype ratował jakoś tą ponad tysięczną przepaść między nami.
teraz, gdy wywiązałem się ze swoich obowiązków, ojciec puścił mnie na dłuższą przerwę do Polski.
myśląc o tym wszystkim, rozejrzałem się po samolocie obserwując swoich współpasażerów.
jedni szykowali się do kilkugodzinnej drzemki, inni czytali książki.
nie miałem ochoty na czytanie, ani na słuchanie muzyki.
nie wiedzieć kiedy, moje oczy zamknęły się i odpłynąłem w sen.
stałam na lotnisku potupując nogami z zimna.
byłam niewyspana, przemęczona, zmarznięta i zła.
wydawałoby się, że nic już dziś nie poprawi mi humoru.
ale pomyślałam o tym, że tylko kilkanaście minut dzieli mnie od zobaczenia się z moim kochanym bratem.
tak bardzo za nim tęskniłam.
i mimo, że jesteśmy bliźniakami, zawsze traktowałam go jak młodszego.
i właśnie teraz wyczekując aż wyląduje, zamartwiałam się czy wszystko jest w porządku.
"no gdzie ten cholerny samolot?" - spytałam brata z nutką irytacji.
Mateusz spojrzał na mnie i odpowiedział jak zwykle opanowanym głosem - "przed chwilą wylądował, już niedługo będzie tu Michał."
"oby." - sapnęłam ze złością i wyjęłam papierosa z paczki.
Mateusz skrzywił się z niesmakiem.
"wygrałaś z alkoholem, przerzuciłaś się na tytoń?" - zapytał cicho.
miałam mu właśnie powiedzieć, żeby nic nie mówił Michałowi, ale właśnie w tej chwili na linii mojego wzroku pojawił się on we własnej osobie.
wyglądał ni mniej, ni więcej jak wymięta gazeta.
wyrzuciłam nienapoczętego papierosa za plecy i ze wzruszeniem rzuciłam się w jego ramiona.
"witaj pyszczku." - wyszczerzyłam zęby w uśmiechu.
Mateusz parsknął śmiechem.
Michał skrzywił się na dźwięk tego słowa.
"Paulina, proszę cię, nie mamy już po osiem lat. możemy się stąd ulotnić? jestem wyczerpany."
wydawał się być jakiś oschły.
przeważnie bywał bardzo wylewny przy powitaniach.
ale nie tym razem.
coś musiało się stać.
a ja musiałam się dowiedzieć co.