Nadszedl ten oto dzien, w ktorym nalezaloby podsumowac rok 2010.
Nie moge powiedziec, ze byl to rok dobry. Wiele razy plakalam, krzyczalam i trzaskalam drzwiami. Momentami wydawalo mi sie, ze nic gorszego stac juz sie nie moze. Niemal caly rok tesknilam za tym, co wydawalo mi sie znajome i bezpieczne, a okazalo sie, ze niepotrzebnie. Zdarzalo sie, ze mialam ochote piechota wracac do ludzi, ktorych kochalam, a oni zawiedli, kiedy ich potrzebowalam. Bywaly chwile, w ktorych przeklinalam decyzje o wyjezdzie do Anglii, a wszystkich anglikow nienawidzilam z calego serca. Stracilam duzo... Stracilam moje serce w ciagu kilku sekund choc wydawalo mi sie, ze jest to niemozliwe.
Nie moge powiedziec, ze byl to rok zly. Wiele razy sie smialam, zartowalam, tanczylam i spiewalam. Poznalam wielu wspanialych ludzi, ktorzy nieswiadomie zmienili moje zycie. Zyskalam pewnosc siebie i zobaczylam jak odwazna osoba jestem. Odnalazlam swoje "powolanie" dzieki czemu czuje sie lepsza osoba. Otworzyly mi sie oczy na wiele spraw, ktorych staralam sie unikac. Mieszkajac w moim wiecznie cieknacym kartonie przestalam bac sie ciemnosci. Wydoroslalam, co mozna uznac zarowno za wade jak i zalete. Pomagalam ludziom, nie tym, ktorych kochalam, a tym ktorzy tej pomocy potrzebowali. Zapuscilam wlosy, dzieki czemu uslyszalam, ze jestem sexY. I zrobilam cos przez co moje zycie podazy we wlasciwym kierunku.
Podsumowujac, byl to niezwyczajnie zwyczajny rok, pelen wzlotow i upadkow.
A jednak rozni sie czyms od pozostalych - to byl NASZ rok.