ja pierdolę. na miłe, noworoczne powitanie zjadło mi notkę. szlag by to.
anyhow. wolę koniec roku, bo początek nic raczej nie zmienia. postanowienia zaczęłam (nie wypowiadając ich nawet na głos - lepiej od razu zacząć) tydzień temu, nareszcie jakieś zdjęcia, z których jestem umiarkowanie zadowolona pstrykam od świąt. w pewnym filmie usłyszałam, że "Muzyka jest oddechem boga. My, muzycy, jesteśmy najbliżej niego jak to możliwe".Całkiem sympatyczna perspektywa.
W każdym razie wiele nowego jeszcze w starym roku. bo co się zmieniło przez ostatnią godzinę? Że na początku mechanicznie będę pisać w zeszycie "2008" jako rok? Że zacznę liczyć dni do moich następnych urodzin, a nie od poprzednich?
tak czy siak - pigmejowego 2009 roku. dla wszystkich pigmejów i ich znajomych ;)