Czasami przychodzi w życiu człowieka taki moment, w którym dominuje desperacka potrzeba bycia z kimś blisko, potrzeba bycia dla kogoś ważnym, jest na pierwszym miejscu. Wtedy wszystko jest cudownie, dzikość serc, uśmiechy, zostawanie do późna, ratowanie sobie wzajemnie tyłka, zamartwianie się, pocałunki, gorliwe objęcia.. a później to wszystko się jakoś wypala w człowieku, wszystko zaczyna przybierać szare barwy, znów powraca monotonia, rutyna... Znów człowiek dochodzi do wniosku, że jednak to nie jest to, czego szukał. Zabawne jest to, jak długo można szukać własnego "Ja" pośród miłosnych rozterek.. Zabawne jest to, jak Ono się przed nami chowa. Ja póki co nie odnalazłam siebie w drugiej osobie. I przestałam szukać. To jest bez sensu...
Takim melancholijnym akcentem kończe swoją wypowiedź.
póki co żegnam się z komputerem na bardzo długi czas, w sobote impreza urodzinowa, kolejne wypady ze znajomymi, kolejne przypały, kolejne krzywe akcje, kolejne minuty spędzone z uśmiechem na twarzy. a później wyjeżdżam, też na czas nieokreślony. do napisania.