Ufff, wieczór! Nareszcie mogę sobie usiąść i się kulturalnie poobijać.
Wcześniej wspominałam, że mam dwa zwierzaki. A i owszem, oto one! Nie trudno zgadnąć, że Figa to pies, a MiszKOCIAŁKA to kot. Nazewnictwo, takie tam.
No i jak, gotowi na długie opowiastki o moich zwierzaczkach?
Miszkociałka to typowy dachowiec, a jej pełne imię to Misha Kot. Łowi myszy, lubi jeść. Kiedyś zjadła żółty ser. Jest z nami od ponad roku i miło wspominam dzień, w którym ją przyprowadziłam do domu. Gdyby nie to, że zdecydowałam się iść na pierwszą lekcję, nigdy bym jej nie spotkała. Usłyszałabym jedynie krótkie sprawozdanie o kocie w autobusie, który wpadł, pomiauczał i wypadł. Tak. Miszkociałkę spotkałam właśnie tam. Wlazła do niego i zaczęła panikować, a akurat na moim przystanku została wyrzucona. Cóż za bezmyślność, pomyślałam. To mały kotek i jest daleko od miejsca, w którym najprawdopodobniej żył. Nie miała szans na przeżycie! Kto mądry wysadza bezdomnego kota obok ruchilwej drogi? Postanowiłam ją wziąć i razem z koleżanką zaprowadziłyśmy ją do szkoły. To niesamowite, jak bardzo lubię o tym opowiadać. Wszyscy byli zachwyceni moją znajdą i prawie oddałam ją Martynie. Pani wicedyrektor zwolniła mnie z lekcji i już o jedenastej byłam w domu. I kto by pomyślał, że przez lenistwo mogłabym jej w ogóle nie spotkać...
Figa ma siedem miesięcy i jest z nami od grudnia ubiegłego roku. Urodziny obchodzi 4 września. Uwielbia biegać, niszczyć i skakać po wszystkich ludziach. No właśnie... Figa zakochuje się w każdym człowieku. Ma kilka ulubionych zabawek i posłanie obok balkonu, w którym nocami się wyleguje.. To straasznie bystry pies, umie już wiele komend i szybko sie uczy.
Potrafi nawet otwierać drzwi!
Niedawno połknęła pszczołę i cała spuchnęła. Wiem, że nie powinnam się z tego śmiać, ale wyglądała jak Budda.
Do-słow-nie.
No cóż, na tym zakończę moje dzisiejsze rozważanka. Dobranoc!