Spanie, tulenie i łażenie wszędzie z moją własną laleczką Voodoo... ^^
Przypięłabym gdzieś, chodziła z nią wszędzie najlepiej, ale boję się, że breloczek będzie trochę jak szubienica.
Nie chcę udusić Alexa! :<
Ponadto spanie w moraczu przy prawie trzydziestu stopniach w domu zawsze spoko.
Wenę zatraciłam. W stanie ogólnego uniesienia nie mogę tworzyć. Najgorsze jest to, że nic nie jeest w stanie zepsuć mi tak dobrego humoru.
On NIE MA PRAWA się zepsuć. Bo niby jak? Jest wiosna, nie ma szkoły, za niedługo wakacje, ładna pogoda, epickie burze, ludzie... Ludzie, ludzie, przeciekawi ludzie. Tyle nowych twarzy!
I powrót do normy. I normalności. Tyle, że nie wiem, w jaki sposób zdefiniować tą "normalność". Zwłaszcza, że takie rzeczy nie zdarzają sie na porządku dziennym.
Jest to w pewnym sensie odzyskanie równowagi, wewnętrznego spokoju. Od tak dawna łudziłam się, że w czasie, kiedy nie było do końca w porządku uważałam, że jest. Że jest cudownie i idealnie.
Czy przez te dziewięć miesięcy kiedykolwiek było idealnie? Nie. A teraz jest. No proszę.