śniadania nie zdążyłam zjeść, bo szybko szybko z Grzesiem do babci. Grześ zaliczył w drodze powrotnej sprinta, zrobiliśmy zakupy a i spacerek mieliśmy, a potem od dziadków do skmki i tam już siedział Maksym na początku. Odprowadziliśmy Grzesia w tunelu w Redzie, a sami poszliśmy kupić bilety do Władka - otwarcie sezonu. :D
I 'jechana'! Jak tylko wysiedliśmy z pociągu, dostałam telefon od Miśka - wejściówki macie za darmo, burżuła. xD
No i poszliśmy do Darka po nie na żwirową, niedaleko krasickiego i mojej cioci, tak jak przypuszczałam, dzieciństwo się przypomina. No i Darek gruby zakręcony ale w końcu nas znalazł. No i poszliśmy do miasta na obiad. Znaczy chcieliśmy znaleźć coś nowego, ale w końcu obeszliśmy całe 'śródmieście' wszerz i wzdłuż i poszliśmy tam, gdzie zazwyczaj chodzimy po plaży na pizzę czy coś.
Szybko, w miarę tanio i smacznie, no i zdrowo. No i szybko szybko z powrotem na żwirową z Maksiem. Bawiliśmy się aparacikiem, raz ja raz on robiliśmy foty, kręciliśmy filmiki, koncert udany, potem drugi koncert, na na koniec piękny, po prostu najlepszy pokaz fajerwerków jaki widziałam dotychczas - naprawdę. :)
A pzedtem jeszcze w parku było ognisko i piekłam sobie kiełbaskę. I lubię już ogórki kiszone! Chyba. Zjadłam dziś jednego.
Pozdrawiam chwilowych emigrantów. <3