Włóczykij szedł coraz szybciej, prosto w stronę lasu. Wtedy w ostatnim domu
ktoś uchylił drzwi i bardzo stary głos zawołał:
- Dokąd idziesz?
- Nie wiem odpowiedział Włóczykij.
Drzwi zamknęły się i Włóczykij wszedł w las. Miał przed sobą sto mil ciszy.
Chyba najblizsze mi alter ego, być może przez mój patologicznie wyostrzony zmysł postrzegania wolnści, przez nieustanne próby dążenia do niej, chociaż przecież w gruncie rzeczy jestem wolny. I trochę cięzko mi tą wolność zdefiniować, byc może dlatego, ze o kwestiach najprostszych i najbardziej oczywistych mówi się najtrudniej...
Włóczykij zdecydowanie jest gościem wolnym, nieograniczonym i niezależnym od niczego, a przecież mimo tego w zadnym razie nie mozna nazwać go odludkiem, czy dziwakiem. Ma przyjaciół, lubi z nimi rozmawiać, czy po prostu napić się kawy (ale dobrej). Posiada swoją filozofię i jakiś przepis na życie, dzięki któremu jest szczęśliwy. I jeszcze cecha którą chyba najbardziej sobie w nim cenię - jest wnikliwym obserwatorem, którego potrafią zafascynować rzeczy z pozoru najbardziej oczywiste, nie żyje życiem biernym.
"Włóczykij z nosem do góry węszył w powietrzu, było zimne jak żelazo. Pachniało elektrycznością. Pioruny waliły wielkimi, drgającymi pękami, jak równoległe słupy światła, cała dolina rozjaśniała się od ich oślepiającego blasku! Włóczykij tupał nogami z radości i zachwytu. Czekał na wiatr i deszcz, ale nie nadchodziły. Tylko wciąż grzmiało między szczytami gór, jakby przetaczły się tam i z powrotem ciężkie ogromne kule; czuć było zapach spalenizny. "