Pierwszy atak zimy tej jesieni zaskoczył prawie wszystkich, pomimo tego, że zapowiadano go w prognozach.
I zaraz zaczęło się ogólne kwękanie i narzekanie, skwaszone miny i ponuractwo. Smuta narodowa, deprecha, doły niderlandzkie aż do wiosny.
Polacy to dość narzekalski naród, niestety. Zimą i jesienią te tendencje jeszcze się pogłębiają. A gdyby tak je przełamać? Zamiast narzekać na chłód i szarugę spróbować je choć trochę polubić?
Klimat mamy dość urozmaicony. Od upałów po trzaskające mrozy, od suszy po ulewy. Lato niezbyt długie, a jesień i zima razem potrafią trwać prawie pół roku. Pod koniec tego okresu wszyscy tęsknią za wiosną, słońcem, ciepłem. Niemniej jednak spora grupa ludzi lubi zimę. W szczególności osoby, które uprawiają różne sporty zimowe, a zwłaszcza narciarstwo.
A co z pozostałymi? Co począć, jeśli się zimy nie lubi? Wyemigrować do ciepłych krajów, spędzać zimne miesiące w strefach o łagodniejszym klimacie? To rozwiązanie tylko dla nielicznych.
Niegdyś bardzo nie lubiłam zimy. Za jesienią też nie przepadałam. Teraz jednak znoszę je całkiem nieźle. Co skłoniło mnie do zmiany nastawienia? Przekonanie, że jeśli na jakąś kwestię nie ma się wpływu, należy ją przynajmniej zaakceptować, a jeszcze lepiej polubić. A przede wszystkim pogodzić się z rytmem natury, wczuć się w niego.
Każda pora roku ma swój naturalny sens. I każda ma swoje uroki. Przyjemne strony wiosny czy lata łatwo dostrzec, z jesienią i zimą bywa czasem trudniej.
Jakoś nie pamiętam, żebym jako dziecko szczególnie wyróżniała którąś z pór roku. Poszczególne sezony wiązały się po prostu z różnymi rodzajami zabaw oraz ze zmieniającą się ilością ubrań, które trzeba było na siebie włożyć przed wyjściem.
Nielubienie zimy zaczęło się wraz z dorastaniem. Pojawiła się próżność, niechęć do noszenia ciepłej odzieży (bo przecież pogrubia...), czapki, szalika, rękawiczek. Nieustanne odchudzanie się, a co za tym idzie marznięcie. A skoro i do szkoły podstawowej, i do średniej, i na uczelnię musiałam dojeżdżać, zima oznaczała zimno. Zmarznięte stopy, dłonie, głowę przewianą wiatrem. Kurteczki i płaszczyki nosiłam wiatrem podszyte, czapką gardziłam, bo uważałam, że w żadnej mi nie do twarzy. I fryzurę niszczy, włosy się elektryzują itp. Szalik ewentualnie mógł być. Pod kolor do rękawiczek (cienkich).
Dopiero gdy zaczęłam spotykać się z znajomymi skończyło się to ciągłe zimowe wietrzenie się. Gdy zobaczyli jak drżę z zimna jak osika, westchnął jeden z nich, zaciągnął do sklepu, pomógł wybrać ciepłe i wygodne obuwie, namówił na zmianę kurtki na grubszą, a na koniec (cudotwórca) skłonił do wybrania czapki, nie zrażając się moimi histeriami przed lustrem typu
wyglądam jak jakiś wypłosz! albo
przecież nie jestem przedszkolakiem, nie mogę chodzić w czymś takim!!
Od tego czasu minęło sporo jesieni i zim. Gdy nadchodzą chłody, bez dyskusji wyjmuję ciepłą odzież, otulam się w szale i czapki. Wybierając zimowe buty, nie kieruję się modą, lecz wygodą i bezpieczeństwem na śliskiej nawierzchni. Kocham wysokie obcasy, ale żadna siła nie zmusi mnie do chodzenia w kozakach na obcasie po lodzie.
Nie ma złej pogody, jest tylko złe ubranie...
Mam swoją listę ulubionych zimowo-jesiennych napojów i potraw. Korzenne herbaty, czasem z sokiem malinowym. Rano po przebudzeniu ciepła woda z sokiem z cytryny, odrobiną miodu i imbiru. Śniadania najczęściej na ciepło. Czasem to płatki, czasem potrawy z jajek. O tej porze roku unikam kanapek, zimnych sałatek, surowych warzyw. Najchętniej żywię się zupami (och, nasze polskie zupy!), kaszami, pieczonymi i gotowanymi warzywami. Trzeba się rozgrzewać, nie ochładzać. Nie pora na mizerię i sałatkę z pomidorów. Wolę kiszoną kapustę i ogórki kiszone...
Gdy przychodzi ochota na coś słodkiego i dobrego, miło sączyć grzane wino z korzeniami, miód pitny z goździkami lub gorącą czekoladę.
To prawda, że miesiące zimowe w naszym kraju sprzyjają depresji z powodu mniejszej ilości światła słonecznego. Dlatego też na przekór chęci zaszycia się pod kocem na kanapie podczas chłodniejszej pory roku staram się o jak największą ilość ruchu. Bo wyzwala endorfiny, hormony szczęścia. Bo pomaga nie dopuścić do narastania zimowego nadprogramowego tłuszczyku.
A gdy już przychodzi słoneczny dzień, czy jest coś przyjemniejszego niż dziarski spacer przez zimowy park, a potem powrót do ciepłego domu, by napić się gorącej herbaty?
Jesień i zima to także dla mnie świetny czas na zajmowanie się tym wszystkim, na co szkoda czasu wtedy, gdy piękna pogoda i ciepłe wieczory sprzyjają spotkaniom z przyjaciółmi czy różnym wyprawom w teren.
Czytanie książek, słuchanie muzyki, robótki ręczne - bardzo lubię dziergać na drutach. A gdy ręce zajęte są robótką, myśli podążają swoją drogą, można przemyśleć sobie wiele spraw, do których nie miało się głowy latem...
Pora skupienia, zastanowienia, zbierania sił na kolejny rok. Cała przyroda wydaje się zamierać na zimę, ale przecież to tylko pozory. Zwalnia tempo, oszczędza energię, by dotrzymać do wiosny, ale też przygotowuje się do nowego cyklu wegetacji. A potem znowu wybuchnie, z nadejściem ciepłych dni, słońca i wiosennych deszczów.
Może zamiast przesypiać zimę, zamiast uważać ją za zło konieczne, warto potraktować ją jako czas regeneracji? Odpoczynku, skupienia, zastanowienia, zatrzymania na chwilę. A gdy znów nadejdzie wiosna, rozwinąć jeszcze piękniejsze płatki?
wczorajsze wirowanie
Eres TU !